W sektorze mniejszych przedsiębiorstw pojawia się coraz więcej problemów z płatnościami. – Z tego powodu wprowadzane są rozwiązania, które mają na celu lepsze zarządzanie ryzykiem w segmencie mniejszych transakcji – tłumaczy Maciej Harczuk, członek zarządu Euler Hermes. – Portfel mniejszych klientów może również generować duże straty, gdy następuje ich kumulacja.
Kłopotliwy klient nienazwany
Przedsiębiorca, który chce ubezpieczyć kredyt kupiecki, może to zrobić albo wskazując konkretnych klientów, których należności obejmie ochroną, albo ubezpieczając ryczałtowo część transakcji. W tym pierwszym przypadku – są to zazwyczaj duzi klienci – mówimy o kliencie nazwanym. Ubezpieczyciel dysponujący swoją wywiadownią gospodarczą sprawdza daną firmę pod kątem wiarygodności finansowej i ocenia, czy współpraca z nią jest ryzykowna, czy też zapewni ochronę ubezpieczeniową do jakiejś konkretnej kwoty.
Nie dla wszystkich odbiorców ubezpieczyciele przeprowadzają analizę wiarygodności kredytowej. Jeśli tego nie robią, mówimy o kliencie nienazwanym.
– Dwóch z trzech największych ubezpieczycieli na rynku polskim zasygnalizowało, że wzrost szkodowości na ich portfelu związany jest głównie ze szkodami związanymi z klientami nienazwanymi – mówi Marcin Olczak, dyrektor Departamentu Ryzyk Kredytowych i Politycznych Marsh Polska.
Do takiego stanu rzeczy doprowadziły dwa czynniki. Pierwszym jest sukcesywne zwiększanie poziomu klienta nienazwanego od kilku lat. – Prawdziwe szaleństwo miało miejsce w drugiej połowie 2016 i w 2017, kiedy to ubezpieczyciele dążyli do ograniczenia redukcji stawek kosztem zwiększania m.in. limitów klienta nienazwanego – wyjaśnia Marcin Olczak. – Przez wiele lat poziom klienta nienazwanego wahał się pomiędzy 50 a 100 proc./składki minimalnej (ale nie więcej niż 100–150 tys. zł), a ostatnio pojawiły się polisy z klientem nienazwanym na poziomie trzykrotnej składki minimalnej.