Nie brano pod uwagę faktu, że spora część Polaków zakładała firmy z konieczności – uciekając przed bezrobociem, a nie dla większych zarobków. Wprawdzie mogli zawiesić działalność poza sezonem albo w okresie gorszej koniunktury, ale nie w każdej firmie takie zawieszenie na określony czas było możliwe.

Z perspektywy Warszawy i dużych miast może się to wydawać mało prawdopodobne, że jakiś mały biznes zarabia mniej, niż wynosi składka na ZUS. Jednak podróżując po kraju, zastanawiałam się, z czego żyją właściciele małych sklepików czy niewielkie zakłady usługowe. Jedynym rozwiązaniem była dla nich działalność w szarej strefie. Dobrze więc, że obiecywany w 2015 r. projekt określany niekiedy jako „500+ dla firm" w końcu wejdzie w życie. Można mieć wprawdzie wątpliwości, czy spowoduje on ogromną falę wypływania z szarej strefy (przynajmniej nie od razu), ale na pewno ułatwi życie tym drobnym przedsiębiorcom, którzy np. jako kontrahenci dużych podmiotów nie bardzo mogli coś ukrywać. ZUS-owa ulga da im trochę oddechu i może pomóc rozwinąć skrzydła. Powinna być też zachętą do startu w biznesie dla młodych ludzi bez zaplecza finansowego oraz dla kobiet, które niechętnie dokładają do firmy z rodzinnej kasy. Sami przedsiębiorcy (poprzez Pracodawców RP) zwracają uwagę, że przydałby się kolejny krok – składka obliczana nie od przychodów, ale od dochodów firmy. Co będzie jednak z emeryturami z tych niskich składek? I tak będą większe niż te z szarej strefy. A więcej firm mniej obłożonych daninami to też szanse na szybszy rozwój gospodarki, bez którego emerytur i tak nie będzie.