To drugie, po Halloween, święto ze Stanów Zjednoczonych, które zostało z powodzeniem zaszczepione na światowych rynkach. Bo tym rynkom właśnie dało wyjątkową szansę. Czy kolumbijskim producentom kwiatów przyszłoby do głowy wyhodować róże o długości dwóch metrów, gdyby nie było na nie popytu w Moskwie? Taki kwiat jest zapakowany w kartonowe ozdobne pudełko (made in China) i leci z Bogoty do Moskwy samolotem z przesiadką w którymś z europejskich portów. Czyli na rublowej równowartości 100 dolarów, którą trzeba zapłacić za kwiatową ekstrawagancję, zarabia Kolumbijczyk, Chińczyk, Niemiec albo Hiszpan – zależnie od tego, gdzie cargo było przeładowywane, i Rosjanin – miejscowy dystrybutor. Jeden kwiat staje się tym samym produktem globalnym, tak samo jak i całe święto.