Szósty mecz Aryny, szósty bez straty seta, chociaż tym razem przynajmniej pojawiła się taka groźba. Początek zapowiadał szybkie dzieło zniszczenia obrony Coco Gauf, Sabalenka nie hamując ręki wygrała siedem punktów z rzędu, minęło parę minut, a na tablicy wyników już było 2:0. Na szczęście dla oglądających nastoletnia mistrzyni US Open to już tenisistka dojrzała na tyle, by opanować nerwy, wziąć się garść i próbować znaleźć drogę do wyrównania spotkania.
Znalazła, choć zajęło jej to sporo czasu, gdyż prawdziwie rzecz ujmując, zdecydowanie więcej zależało od nastroju i formy tenisistki z Mińska/Miami. Kontry Gauff poparte serwisem dochodzącym do 199 km/godz. zaczęły przynosić efekt, gdyż, wbrew pozorom, Białorusinka czuła wagę spotkania. Owszem, uderzała mocno, ale cały czas w napięciu, jakie daje niepewność tego, co może się zdarzyć w starciu z niebezpieczną rywalką.
Może dlatego Aryna kilka razy nie popisała się przy siatce, nie była też przesadnie konsekwentna w wykonywaniu planu taktycznego wierząc prawdopodobnie najbardziej w argument siły. Musiała więc przeżyć chwilę strachu, gdy Coco ze stanu 2:5 wyszła na prowadzenie 6:5, 30-0 i wtedy jednak popełnila w prostej sytuacji banalny błąd forhendowy, dala szansę rywalce, a tę okazję złapała i już nie puściła.
Czytaj więcej
Daniił Miedwiediew pokonał Huberta Hurkacza i nieoczekiwanie zagra o finał Australian Open z Alexandrem Zverevem.
W tie-breaku Sabalenka była już znacznie lepsza, w drugim secie bez problemu doganiała Amerykankę zaczynającą grę od swego serwisu. Przy 4:4 przełamała podanie Coco i wszyscy na Rod Laver Arena wiedzieli co to oznacza. Trener Gauff Brad Gilbert ciężko westchnął, Billie-Jean King zasłoniła oczy.