Najpierw widzimy tłum, który jest żywiołem. Ludzie stają się anonimowymi drobinkami, stapiają się w jedną multikolorową falę. W tle wieżowce, reklamy, wizualny jazgot. Nawet bez fonii hałas jest słyszalny, wyobrażalny.
Takich doznań dostarczają nam fotografie Andrzeja Bogacza, naszego redakcyjnego kolegi z działu fotoedycji. Zdjęcia wykonał podczas kilku pobytów w Wielkim Jabłku. I jego zdaniem każdy, „kto fotografuje na poważnie, musi prędzej czy później trafić do Nowego Jorku". Musi doświadczyć tej metropolii na własnej skórze.
Z każdym pobytem przybysz lepiej rozumie charakter tej zbieraniny ludzkiej, w której każdy może poczuć się u siebie bądź na obcej planecie.
Niby fotografie, ale każdy kadr zdaje się mieć swoją muzykę. Jedna narzuca się sama. Każdy ją zna: „New York, New York". Piosenka z filmu Martina Scorsesego (1977) wykonywana przez plejadę gwiazd, od Lizy Minnelli poprzez Franka Sinatrę po Beyoncé.
Potem zbliżenia na poszczególnych ludzi. Są w metrze (cykl „I commute with you"). Stłoczeni, ale nie mają ze sobą nic wspólnego. Każdy gapi się na ekran komórki, tabletu. To pomaga poczuć się dobrze w anonimowym tłumie.