Treść dostępna jest dla naszych prenumeratorów!
Kontynuuj czytanie tego artykułu w ramach e-prenumeraty Rzeczpospolitej. Korzystaj z nieograniczonego dostępu i czytaj swoje ulubione treści w serwisie rp.pl i e-wydaniu.
Aktualizacja: 18.09.2021 17:41 Publikacja: 14.09.2021 02:00
Europejczycy obawiają się ryzyka niekontrolowanego napływu imigrantów
Foto: Adobe Stock
Dramatyczna sytuacja w Afganistanie rozbudziła na nowo dyskusję o polskiej, a szerzej europejskiej polityce imigracyjnej oraz obawy społeczeństwa związane z ryzykiem niekontrolowanego napływu imigrantów. Ponownie narasta obawa o utratę przez UE kontroli nad jej granicami zewnętrznymi. O ile w 2015 r. Polska nie była bezpośrednio dotknięta kryzysem imigracyjnym – większość imigrantów dostawała się bowiem na teren UE w państwach położonych w basenie Morza Śródziemnego, o tyle obecnie, głównym teatrem zmagań UE z nielegalną imigracją stały się wschodnie granice naszego kraju.
Kontynuuj czytanie tego artykułu w ramach e-prenumeraty Rzeczpospolitej. Korzystaj z nieograniczonego dostępu i czytaj swoje ulubione treści w serwisie rp.pl i e-wydaniu.
Goni go każdy rząd i każda większość sejmowa. Przy starcie jest zwykle dużo hałasu, a potem robi się coraz ciszej.
Ustawy, zwłaszcza te radykalniejsze, uderzając w prawa wielu osób, budzą emocje. Podobnie bywa z uchwałami Sądu Najwyższego, choć mają wyciszać kontrowersje prawne i spory.
To dziwne, że w obecnej sytuacji prezydent nie domaga się uczynienia jego projektu z 2020 r. przedmiotem debaty parlamentarnej. Warto odkurzyć tamtą propozycję złagodzenia prawa aborcyjnego i nadać jej formalny bieg.
Przerzucenie całości problemu frankowego na sądy oznacza, że uporamy się z nim może dopiero w ciągu kilkunastu lat. Nie napawa to nikogo optymizmem. Czy to nie za późno?
Profesorom prawa podsuwam możliwość milczenia w kwestii, która biologicznie ich nie dotyczy.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas