Co się wydarzyło przez parę dni dzielących pyszałkowatą gadaninę prezydenta Dudy, który obiecywał osobiste wytłumaczenie Ameryce, że źle tam odczytano jego znakomite prawo, od ubiegłego piątku, kiedy ogłosił nowelizację tej samej ustawy podważającą w ogóle jej sens? Gniewna reakcja Waszyngtonu? A może Brukseli rozumianej nie tylko jako siedziba Komisji Europejskiej, ale kwatera główna NATO? Musiał być mocny pomruk, skoro sam wielki Prezes położył uszy po sobie i stwierdził, że nowelizacja niewiele zmienia w tym potworku prawnym, mającym uniemożliwić wyborcze zwycięstwo opozycji. Ale zmienia wszystko, bo jeśli nie można odebrać prawa do zajmowania stanowisk państwowych, a pewnie i miejsc na liście wyborczej, to co w ogóle można? Wyrazić niezobowiązującą opinię?

Czytaj więcej

Sondaż: Niemal połowa Polaków negatywnie ocenia podpis Dudy pod "lex Tusk"

Rządzący boją się coraz bardziej, a strach jest złym doradcą, zwłaszcza dla złodziei i oszustów. Wystraszony pies zapędzony do kąta, gryzie najmocniej. Pisałem już w tym miejscu o bogatej narzędziowni przedwyborczych łajdactw, jaką jest historia uwielbianej przez Prezesa przedwojennej sanacji: od zamachu majowego, przez proces brzeski, aż do konstytucji z 1935 roku wprowadzającej głosowanie na jedną, słuszną i prorządową listę. Dlatego zwracam się do o ileż lepszej i szanowniejszej autorki z łamów „Plusa Minusa”, pani Joanny Szczepkowskiej, alby powtórzyła swój epokowy bon mot sprzed 34 lat, ale trochę inaczej: „Proszę państwa, 31 maja 2023 (dzień wejścia w życie ustawy) skończyła się w Polsce demokracja”. Tylko w jakiej to powiedzieć telewizji?

A może zamiast więzienia, zaproponować im bezkarność po utracie władzy?

Nie ma żartów. Nic nie pomoże skandowanie „będziesz siedział!” przed wiadomym pałacem albo willą przy ulicy Mickiewicza 45. Oni to wiedzą, dlatego będą gryźć. A może zamiast więzienia, zaproponować im bezkarność po utracie władzy? Tak jak rządzącym aż do historycznego 1989 roku komunistom. Że to obraża poczucie sprawiedliwości? Owszem, ale wtedy też obrażało i dla wielu ten niesmak trwa do dziś. Było jednak skuteczne. Dlaczego Kaczyński nie mógłby do końca życia bezsilnie głaskać kota w coraz bardziej zapomnianej i podupadającej willi na Żoliborzu? Nie jako emerytowany zbawca narodu, ale jako wyrzutek.