Roman Kuźniar: Europejski patriotyzm

Sporej części Polaków, zwłaszcza młodych, wmówiono, że poza zjednoczoną Europą będzie lepiej.

Publikacja: 03.04.2024 04:30

Roman Kuźniar: Europejski patriotyzm

Foto: Adobe Stock

Zmierzch liberalnego porządku międzynarodowego przyspieszył geopolityczną ewolucję świata. Widoczne jest wyłanianie się wielobiegunowej power politics, w której najwięcej do powiedzenia będą miały mocarstwa dysponujące siłą i gotowe z niej skorzystać. Nie tylko ogólną siłą, ale również potencjałem obronnym i ofensywnymi zdolnościami wojskowymi.

Ta sytuacja skazuje Europę na wybór: albo mocarstwowa podmiotowość, albo bezradne, zalęknione peryferie zdane na łaskę i humory innych, prawdziwych mocarstw. Wybór pierwszej opcji, a innej jako Polak, czyli Europejczyk, sobie nie wyobrażam, wymaga konsolidacji fundamentu i budowy instrumentów europejskiej mocarstwowości. Polska rządzona przez demokratyczną koalicję 15 października musi wziąć w tym dziele walny udział. To jest zadanie, które musi być odrabiane w domu oraz wykonywane na scenie europejskiej, głównie w ramach UE.

Umacnianie demokracji

Fundamentem, i to jest pierwsze zadanie, musi być umacnianie, a właściwie rewitalizacja europejskiej tożsamości, najpierw w kraju. Nie można przecież nie zauważyć, jak łatwo w ciągu ośmiu lat rządów tzw. zjednoczona prawica potrafiła zachwiać europejską świadomością dużej części Polaków, jak potrafiła wyhodować nowotwór eurosceptycyzmu, pełzającego odwracania Polski od Europy. Nawet gorzej, potrafiła wmówić sporej części Polaków, zwłaszcza młodych, że poza zjednoczoną Europą będzie nam lepiej. Ta niebezpieczna dla Polski tendencja została przerwana 15 października, ale zatrute ziarno w glebie pozostało.

Fundamentem, i to jest pierwsze zadanie, musi być umacnianie, a właściwie rewitalizacja europejskiej tożsamości, najpierw w kraju

Zadaniem rządu, we współpracy z organizacjami pozarządowymi i niezależnymi stowarzyszeniami, które opowiadają się za silną Polską w silnej Europie, powinno być zatem krzewienie europejskiego patriotyzmu. Tak, nie trzeba się tego wstydzić. Chodzi o przekonanie, że Europa jest naszą większą ojczyzną. Tak o niej myśleli, pisali, mówili Jan Paweł II i Jarosław Iwaszkiewicz, arcybiskup Józef Życiński i Zbigniew Herbert. Dlaczego rządzący Polską mieliby się tego wstydzić. Chodzi oczywiście o wspólne kształtowanie przeświadczenia, że Europa to nie tylko fundusze i otwarte granice, ale też wspólnota dziejów, losu i przeznaczenia. Oznacza to jednocześnie uznanie, że wobec wspólnej europejskiej ojczyzny mamy pewne obowiązki, że wynika z tego imperatyw jedności, w który trzeba nieustannie inwestować. Musi to być także wspólna z innymi krajami UE troska o zachowanie europejskiej tożsamości, która nie ogranicza się do prawa i instytucji, ale ma także wymiar duchowy, łącznie z chrześcijańskim fundamentem europejskiej kultury, o czym przekonywał m.in. Bronisław Geremek.

Po drugie, składnikiem europejskiego patriotyzmu musi być umacnianie instytucji demokratycznych, samorządności, rządów prawa i gwarancji praw człowieka oraz obywatelskich swobód. Wszak hasło „dokąd gotyk, dotąd Europa” łączy się naturalnie z hasłem „dokąd samorząd, dotąd Europa”. Wojciech B. Jastrzębowski pisał w 1831 roku swą wspaniałą konstytucję dla Europy, będąc pod wrażeniem starcia pod Olszynką Grochowską dwóch przeciwstawnych polityczno-kulturowych żywiołów: kultury ludzi wolnych z despotią, która czyni z ludzi niewolników. Z takim samym starciem mamy dziś do czynienia nad Dnieprem. Demokracji, samorządności i praw człowieka trzeba bronić najpierw w domu, trzeba im dać tak solidne podstawy, także kulturowe (tożsamościowe) i gospodarcze, aby żadna autorytarna obsesja władzy nie potrafiła ich obalić.

Składnikiem europejskiego patriotyzmu musi być umacnianie instytucji demokratycznych, samorządności, rządów prawa i gwarancji praw człowieka oraz obywatelskich swobód

Z doświadczenia rządów w latach 2015–2023 trzeba wyciągać wnioski dla nas samych w Polsce, ale też trzeba się nimi dzielić z innymi europejskimi krajami oraz wspólnie budować know how, jak nie dopuszczać do tej niebezpiecznej dla Polski i Europy recydywy. Wspólnym europejskim domem, zwłaszcza w tej sferze, jest dziś projekt zjednoczeniowy w postaci Unii Europejskiej. Innego nie mamy. Trzeba chronić jego spoistość w obliczu nacjonalistyczno-autorytarnych (rzekomo „suwerennościowych”) ataków, ale też chronić przed ideowymi przechyłami forsowanymi niekiedy przez stronę przeciwną, liberalną czy lewicową (dają one pożywkę dla tych pierwszych). Nasza historia i geopolityka nie pozostawiają wątpliwości: bez europejskiej jedności nie ma polskiej niepodległości.

Dbać o bezpieczeństwo

Europejski patriotyzm, to po trzecie, domaga się dziś wyposażenia Europy (UE) w zdolność do obrony przed zastraszaniem czy agresją ze strony Rosji. Rosja toczy wojnę nie tylko przeciwko Ukrainie, wypowiedziała ją również Europie. Nie tylko w ten sposób, że nie chce europejskiej Ukrainy, ale i w ten, że chce Europy słabej, podatnej na jej groźby, uległej wobec jej oczekiwań. W swym słynnym przemówieniu w Fulton, w marcu 1946 roku, Winston Churchill mówił, że z jego doświadczenia z kontaktów z rosyjskimi przywódcami wnosi pewność, że największą pogardą darzą słabość, zwłaszcza wojskową. Europa musi z tym skończyć. Polscy przeciwnicy silnej europejskiej obrony chcieliby de facto powrotu do sytuacji z czasów zimnej wojny. Do czasów Europy bezradnej, szukającej parasola USA. Dobrze, że wtedy był i dziś jeszcze taki jest. Ale takiej bezbronnej Europy chce właśnie Rosja. Moskwa zawsze, od lat 50. XX wieku, wrogo odnosiła się do integracji europejskiej. Wiedziała, że jest drogą do silnej Europy.

Czytaj więcej

Enrico Letta: Putin przekształca Unię w superpotęgę

Długofalowo, Europa będzie musiała wziąć odpowiedzialność za swe bezpieczeństwo. W rejonie Indo-Pacyfiku na Amerykę czekają geopolityczne wyzwania większe niż Rosja. Ale też jeśli w Stanach Zjednoczonych zwycięży miłośnik Putina, Europa szybciej może się stać przedmiotem dealu pomiędzy oboma mocarstwami. Tak z pewnością stanie się wtedy z Ukrainą, ale to byłoby groźne dla bezpieczeństwa Europy. Więc to „długofalowo” znaczy teraz. I to bez szkody dla sojuszu atlantyckiego. Państwa członkowskie UE, także te będące w NATO, muszą zwiększyć wydatki na obronę i mieć własny mechanizm instytucjonalny, który pozwoli im przejąć odpowiedzialność za obronę w razie zagrożenia ze strony Rosji (które już ma miejsce), gdyby Stany Zjednoczone z prezydentem Trumpem, lub później, z jakichkolwiek powodów porzuciły atlantycką solidarność.

Unijny komponent obronny może być częścią NATO, ale też w każdej chwili, niczym odrębny moduł powinien móc działać samodzielnie. Europejski patriotyzm musi wyrażać się w silnej europejskiej obronie. A jeśli my w Polsce chcemy, aby państwa Europy południowej wzięły w nim poważny udział, to one muszą liczyć na nasze zrozumienie i wsparcie w rozwiązywaniu ich problemów bezpieczeństwa wobec zagrożeń idących z południa. Agresja Rosji na Ukrainę nie tylko daje szansę, ale wręcz wymusza hamiltonowski przeskok także w sferze europejskiej obronności. Europa nie może przeoczyć tego momentu ani dać się zniechęcić mniej lub bardziej skrytym zwolennikom Unii słabej i niezbornej. Za Rosją nie wystarczy zamknąć drzwi, co już na szczęście się stało. Trzeba mieć zdolności jej skutecznego, całościowego powstrzymywania, ponieważ Moskwa ze swą atawistyczną agresywnością będzie chciała te drzwi sforsować. Europa musi móc sobie z tym poradzić.

UE nie jest zagrożeniem

Polska jest obecnie w dobrej sytuacji, aby europejski patriotyzm promować. Przemawia za tym jej dalsze i bliższe doświadczenie, a także położenie geopolityczne. Już zresztą cząstkowo to czyni. Rewitalizacja Trójkąta Weimarskiego jest tego przykładem. Europie potrzebne jest silne przywództwo. Jeśli jest niemożliwe poprzez unijne instytucje, choćby ze względu na opór Węgier (piątej kolumny Putina w Europie), to trzeba je zapewniać, wykorzystując mniejsze formaty. Trójkąt Weimarski z wielu względów jest najlepszym z nich i duet Tusk–Sikorski świetnie to rozumie. W Polsce jest dobra tradycja dla wspierania formuły weimarskiej jako filaru europejskiej jedności, aby przypomnieć działalność założonego przez Zdzisława Najdera Klubu Weimarskiego.

Obecnie jest nie tylko potrzeba, ale i możliwość ustanowienia czegoś bardziej trwałego zajmującego się europejską tożsamością i patriotyzmem Polaków. Rzecz w tym, aby nie skończyło się na słomianym zapale. Rząd powinien rozważyć zainicjowanie odpowiedniej instytucji, która mogłaby tę misję realizować. Gruntownie antyeuropejskie PiS nie miało problemów z tworzeniem instytutów utrwalających jego ideologię. Jak wiemy, okazywały się one bogatymi przystaniami dla intelektualnych tłustych kotów i dworskich uczonych tej formacji. Były elementem wielkiej przepompowni pieniędzy publicznych do kieszeni krewnych i znajomych królika władzy.

Czytaj więcej

Sondaż: Gaśnie entuzjazm Polaków do Unii Europejskiej

W tym przypadku chodziłoby o instytucję ascetyczną, zadaniową, która według pewnej wizji mogłaby realizować projekty we współpracy z partnerami, zwłaszcza pozarządowymi dysponującymi potencjałem twórczym i wykonawczym. Konkretny model łatwo sobie wyobrazić. Dzięki pracy takiej instytucji trudniej byłoby Polakom „wciskać ciemnotę” o zagrożeniu, jakie rzekomo stanowi wspólnota europejska dla suwerenności czy tożsamości Polski, lub o dopłacaniu przez Polskę do członkostwa w Unii. Trudniej byłoby też odwracać Polaków ku nacjonalistyczno-sarmackiej spuściźnie, której pokłady także drzemią w naszej tradycji. Ideowym patronem takiej instytucji mógłby stać się właśnie Wojciech B. Jastrzębowski.

Zbliżająca się 20. rocznica przystąpienia Polski do UE oraz polska w niej prezydencja są doskonałym pretekstem, aby poważnie podjąć taką inicjatywę. Na koniec, nieco żartobliwie, można dodać, że utworzenie takiej instytucji można byłoby potraktować jako swoiste wotum dziękczynne za zwycięstwo wolnościowego i europejskiego ducha Polaków 15 października 2023 roku.

Trzeba temu zwycięstwu dać szansę utrwalenia na wszystkich trzech wskazanych powyżej polach. Centrum im. Jastrzębowskiego mogłoby stać się zapleczem programowym dla długofalowej pracy na tych polach. I na koniec trzeba pamiętać, że patriotyzm europejski nie przynosi uszczerbku narodowemu. Podobnie jak z drugiej strony, „od dołu”, patriotyzm lokalny, co pokazują badania, idzie w parze z patriotyzmem odnoszącym się do własnej ojczyzny. 20. rocznica tego „wielkiego wydarzenia w naszych dziejach” (Krzysztof Skubiszewski) powinna skłaniać do refleksji nie tylko o pożytkach, ale i obowiązkach.

Autor jest prof. UW, politologiem, w latach 2010–2015 był doradcą prezydenta ds. międzynarodowych

Zmierzch liberalnego porządku międzynarodowego przyspieszył geopolityczną ewolucję świata. Widoczne jest wyłanianie się wielobiegunowej power politics, w której najwięcej do powiedzenia będą miały mocarstwa dysponujące siłą i gotowe z niej skorzystać. Nie tylko ogólną siłą, ale również potencjałem obronnym i ofensywnymi zdolnościami wojskowymi.

Ta sytuacja skazuje Europę na wybór: albo mocarstwowa podmiotowość, albo bezradne, zalęknione peryferie zdane na łaskę i humory innych, prawdziwych mocarstw. Wybór pierwszej opcji, a innej jako Polak, czyli Europejczyk, sobie nie wyobrażam, wymaga konsolidacji fundamentu i budowy instrumentów europejskiej mocarstwowości. Polska rządzona przez demokratyczną koalicję 15 października musi wziąć w tym dziele walny udział. To jest zadanie, które musi być odrabiane w domu oraz wykonywane na scenie europejskiej, głównie w ramach UE.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Jerzy Haszczyński: Wybory na Litwie. Gitanas Nausėda – 44 proc. Kandydaci antysystemowi – prawie 30 proc.
Polityka
Władimir Putin usuwa ekscentrycznego ministra obrony i zastępuje ascetą. Dlaczego Szojgu odchodzi z resortu?
Polityka
Wybory w Katalonii: Zwolennicy niepodległości tracą większość w parlamencie
Polityka
Niemcy: Sąd orzekł, że AfD może być inwigilowana przez służby
Polityka
Wybory prezydenckie w USA: Donald Trump i Joe Biden mają groźnego rywala