Wałęsa, Jezus, Neo

Opowiadana współcześnie historia polskiego Sierpnia z Wałęsą w roli głównej zaczyna mieć więcej wspólnego z opowieścią religijną niż z rzeczywistością...

Publikacja: 30.08.2013 01:01

Lech Wałęsa, Jan Paweł II, brama nr 2 – wszystkie składowe mitu są na miejscu

Lech Wałęsa, Jan Paweł II, brama nr 2 – wszystkie składowe mitu są na miejscu

Foto: AFP

Dla niemal dwóch trzecich Polaków powstanie „Solidarności" było wydarzeniem przełomowym. Zarazem w świadomości młodych Polaków coraz częściej jedynymi postaciami, o których można z całą pewnością powiedzieć, że brały udział w tej historii, są Jaruzelski i Wałęsa.

W rocznicowych materiałach telewizyjnych zobaczymy jak zwykle niesionego na rękach bądź przemawiającego Wałęsę, zaraz potem Jaruzelskiego zapowiadającego stan wojenny, Okrągły Stół i wybory '89. Ale to powoduje również, że nasza historia dla coraz większych rzesz młodych Polaków staje się zmaganiem na wzór Lorda Vadera i Luke'a Skywalkera. Brak tylko bohaterskiej pięknej Lei, bo mit ten jest typowo patriarchalny.

W większości opowieści filmowych i narracji, do których się przyzwyczailiśmy, heros poświęca się (mit Chrystusowy) lub po skończonej walce usuwa się w cień (jak rzymski bohater Cinncinatus, na którym wzorowali się ojcowie-założyciele USA lub jak rycerze Jedi, którzy odratowali Galaktykę). Wałęsa zamiast jeździć po świecie i opowiadać historię swojej „drużyny pierścienia", komentuje rzeczywistość, w której nie ma już dla niego odpowiedniej roli – a przynajmniej roli przystającej do poprzedniej roli mitycznego bohatera ludowego, europejskiego Che, któremu się udało.

Mit znad zimnego morza

Opowieść o „Solidarności" jest mitem, a nie baśnią. Typowy bohater baśni osiąga lokalne, mikrokosmiczne zwycięstwo, natomiast bohater mitu zwycięstwo makrokosmiczne, decydujące o losach świata. Podczas gdy ten pierwszy, baśniowy – będący zwykle najmłodszym lub pogardliwie traktowanym dzieckiem, które uzyskuje nadzwyczajną moc – zwycięża swych ciemiężców, drugi wraca ze swej wyprawy z czymś, co umożliwia odrodzenie, uwolnienie całej społeczności. Bohaterowie plemienni czy lokalni, tacy jak cesarz Huang Ti, Mojżesz albo aztecki Tezcatlipoca, obdarzają dobrodziejstwami pojedyncze, wybrane ludy, bohaterowie ogólnoświatowi – Mahomet, Jezus, Gautama Budda – niosą posłanie dla całego świata.

Rezultatem udanej wyprawy bohatera jest odblokowanie i ponowne uwolnienie strumienia życia napełniającego ciało świata – w przypadku działań „Solidarności", opisanej powyższą narracją mamy do czynienia z wolnością jako magicznym eliksirem, który „Solidarność" odzyskuje dla tej części Europy. Można zrozumieć zaskoczenie, jakie towarzyszy cierpkim uwagom dawnego przywódcy „Solidarności" o gejach: czy jego rolą nie było „uwalnianie", niesienie wysoko kaganka postępu? Przekonanie takie jest dowodem na to, że Wałęsa stał się zakładnikiem własnego mitu. Mit ten jest zresztą dość typowy, można go odnaleźć zarówno w opowieściach wielkich religii, jak i w filmach typu „Matrix". Zadziwiająca jest też zbieżność wizualnych form, w jakich prezentuje się zło w „Gwiezdnych wojnach" (klony), w „Matriksie" (postacie agenta Smitha) czy w rocznicowych materiałach ZOMO (niczym anonimowe klony atakujące dobrych rebeliantów).

Spojrzenie na opowieść o „Solidarności" jako na mit pozwala wyjaśnić, dlaczego poszczególne epizody układają się w jasną strukturę. Pielgrzymka papieża do ojczyzny była najistotniejsza dla opowieści właśnie w 1979 r., a nie np. w 1983 r., kiedy wydawało się, że naród wymagał pocieszenia i orzeźwienia, dlaczego tak ważne jest wspominanie stanu wojennego, a nie dojście Gorbaczowa do władzy. Dlaczego to wolność, a nie postulaty ekonomiczne i osiągnięty po trzydziestu latach względny dobrobyt, jest określany jako główny rezultat przemian. Sam Okrągły Stół jako porozumienie możliwy był dzięki obopólnej słabości tak partii, jak i sił solidarnościowych. Dlaczego jednak stawiamy na walkę i zwycięstwo, a nie porozumienie? Ponieważ nasz narodowy bohater często opowiadany jest jako walczący. W polskiej mitologii niełatwo o miejsce na święto konfederacji warszawskiej: zawsze jest na powstanie warszawskie.

Koraliki legendy

Struktura mitu jest jak nitka, na której osadzamy epizody niczym koraliki. Dzieje się to nieświadomie, jednak czujemy, że niektóre koraliki pasują, a inne nie. Wzorcowy mit można opowiedzieć tak: Typowy bohater zostaje wyrwany ze swojej codzienności, gdyż otrzymuje wezwanie do wyprawy, w której czeka go przygoda. Pokonuje pierwsze przeszkody. Potem napotyka widmową postać, która strzeże przejścia do wolności. Może pokonać albo obłaskawić ową siłę i... wejść żywy do królestwa ciemności, albo zostać zabity i zejść do krainy śmierci. Jeśli jednak jest prawdziwym wybrańcem, może zmartwychwstać. Wreszcie bohater poddany zostaje ostatecznej próbie i otrzymuje za to nagrodę. Jest to apoteoza bohatera, który daje innym wolność życia.

Ta opowieść pasuje do Buddy, do Jezusa, do bohaterów filmów „Matrix". Pasuje także do  „Solidarności"! Na stronach internetowych związku zawodowego „Solidarność" w trzydziestolecie Sierpnia można było przeczytać opowieść, w której cała historia zaczyna się w czerwcu 1979 roku, kiedy padły znamienne słowa: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi!". To dzięki temu „w sierpniu 1980 roku narodziła się »Solidarność«, która dała początek wielkim przemianom w Polsce i Europie. Naród polski, przez lata schylony pod ciężarem ustroju totalitarnego, teraz prostował się, mężniał. Choć droga do wolności była jeszcze długa, to już nic nie było w stanie uśpić solidarnego ducha narodu. Aż wreszcie nadszedł rok 1989 – Polska stała się krajem wolnym i niepodległym".

Przyjrzyjmy się tej historii. Nasza epopeja łączy papieża w 1979 roku, Sierpień '80, stan wojenny i rok 1989 w jedną przyczynową całość. Pytanie tylko, czy nasza współczesna opowieść odwzorowuje rzeczywistość historyczną, czy też łączenie epizodów odbywa się według ustalonego religijnego wzorca?

Osiem lat temu Sejm ustanowił datę porozumień sierpniowych świętem. Wikipedia pod tą datą mówi o historycznym zrywie Polaków do niepodległości, który zapoczątkował proces upadku komunizmu.

W nadawaniu sensu dziejom musimy łączyć rozmaite wydarzenia. Sierpniowi przypisano rolę początku i punktu zero, chwili narodzin dobrej siły. Zadecydowały o tym zasady rekrutacji elit władzy. Solidarnościowi premierzy w swych orędziach w III RP nawiązywali do Sierpnia. Wykształcił się i utrwalił pewien kanon myślenia o „Solidarności" oraz interpretacji sensu wydarzeń z początku lat 80. i ich skutków dla dzisiejszej Polski. Ruch ten automatycznie wpisywał też wcześniejsze strajki związane z warunkami bytowymi w jedną narodową romantyczną epopeję o wolności. Badania Ireneusza Krzemińskiego, przeprowadzone w 30-lecie powstania „Solidarności", wskazują, że ponad połowa Polaków uważa, iż bez strajków lat 80. Polska nie byłaby niepodległa, mimo że Łotwa, Litwa, Estonia, Słowacja, Czechy, Węgry itd. uzyskały niepodległość bez tej karty. Ale to Polska jest w powszechnym rozumieniu przewodnikiem i sprawcą zmian.

Stąd rozczarowania. W ciepły poniedziałek 18 maja 2009 roku w polskich mediach wiało chłodem – roiło się od lodowatych komentarzy do filmu o upadku komunizmu w Europie, którego produkcja została zlecona przez Komisję Europejską. „Chyba nawet dziecko wie, że upadek komunizmu rozpoczął się od wyboru Karola Wojtyły (†85 l.) na papieża oraz zrywu »Solidarności«" – pisały tabloidy.

Wezwani przez papieża

Pielgrzymka papieża w 1979 roku opowiadana jest nie w kategoriach religijnych, ale politycznych – jako wezwanie polskiego narodu do wyprawy. Tak jak Gandalf wzywa Frodo, tak szary tłum dostaje wezwanie do czynu. Staje się bohaterem. Podczas narodzin bohater otrzymuje imię; te narodziny to sierpień, kiedy powstała „Solidarność". Kiedy zmiana w ludziach otrzymała nazwę. „Solidarność" wygładzona z pęknięć staje się zbiorowym, jednolitym w swym łonie bohaterem opowieści, w której „rusza w długą drogę", by przynieść Polsce niepodległość, a Europie wolność. Stocznia staje się kolebką, do której ciągną królowie i pasterze niczym do żłóbka w Boże Narodzenie. W 30-lecie powstania związku 78 procent Polaków uważało, że pielgrzymka JP II przyczyniła się do powstania „Solidarności", obalenia komunizmu i odzyskania niepodległości.

Historycy i socjolodzy zauważają ostrożniej, że o ważności pielgrzymki z 1979 r.  stanowią dwie przede wszystkim prawidłowości: stworzyła ona wiernym możliwość publicznego wyznania wiary, a działający w opozycji ateiści dostrzegli pojawienie się miejsca wyznawania poglądów niezależnych od partii. Nie bez znaczenia była też możliwość „policzenia się" katolików i ich rozpoznania się w wielkiej liczbie.

Tyle że wolne związki zawodowe powstały z inicjatywy Andrzeja Gwiazdy już rok przed wizytą papieża, a „Solidarność" powstała rok później i jak zwykle w przypadku tego rodzaju zrywów początkowo u jej podłoża leżał protest przeciw podwyżkom cen. O masowości być może zdecydowała dobra organizacja informacyjna inteligenckiej opozycji, może pomoc doradcza KOR, może przestrach samej władzy wobec fatalnych warunków gospodarczych, a może wszystko razem. Ale dla łańcucha epizodów w micie to zbyt skomplikowane.

Jeśli jednak treścią opowieści o „Solidarności" ma  być wolność zbiorowości, a nie indywidualne prawo do zakupów, podwyżki cen żywności nie mogą być wezwaniem do wyprawy. Jeśli chce się odłączyć „Solidarność" od strajków z powodu podwyżek cen, udaje się to właśnie dzięki stanowi wojennemu, który pozwala interpretować delegalizację związku jako zło. I tu jawi się prawdziwa wielkość papieża w nadawaniu sensów. Podczas pamiętnej pielgrzymki oddzielał on naród od państwa, cytując Słowackiego i Norwida. Polska wpisana do mitu Chrystusowego musiała umrzeć, by potem móc zmartwychwstać i uwolnić inne narody. Przy tym powołanie papieża na ojca „Solidarności" automatycznie zdejmuje z całej sprawy banalny ekonomiczny wydźwięk.

Bohater legend i baśni zawsze otrzymuje wezwanie – czy to będzie baśniowa królewna, której piłka wpadła do studni i którą odda jej żaba pod warunkiem złożenia przyrzeczenia, czy jeleń, za którym pogonił król Artur, czy król, który wysyła Jazona po złote runo, czy Bóg w postaci krzewu, który obiecuje Mojżeszowi Kanaan. Bogowie, którzy wysyłają żebraka, żeby przebudzić księcia Siddhartę? Wróżka, która wzywa Kopciuszka na bal? Gandalf, który uruchamia lawinę przygód małego Frodo? Tak czy owak, wezwanie ma miejsce zawsze. Często też mamy do czynienia z pomocą istoty nadprzyrodzonej: wróżka daje Kopciuszkowi magiczną pomoc w pracy, Pani z Jeziora ofiarowuje rycerzowi miecz... Jan Paweł II jest przypominany w momencie wypowiadania zaklęcia. Dlatego rewolucja robotnicza odbywała się pod znakiem krzyża i pod portretami papieża Jana Pawła II.

Jeden z tabloidów pisał w rocznicę pielgrzymki: „Dzięki Niemu poczuliśmy, że możemy kiedyś odzyskać prawdziwą wolność. Że nie powinniśmy się lękać, walcząc z komunistyczną dyktaturą. Bez tych słów nie byłoby ani wielkiego zrywu »Solidarności«, ani wyborów 4 czerwca 1989 roku. Pamiętamy, Ojcze Święty. I dziękujemy". W trakcie badań na reprezentatywnej grupie Polaków dotyczących pamięci o homilii papieskiej na placu Zwycięstwa ustaliłem, że jedna piąta badanych  uważa, iż homilia była wezwaniem do powstania „Solidarności". Równie liczna grupa jest zdania, że papież wezwał do przeciwstawienia się PZPR. Zdaniem jednej dziesiątej Ojciec Święty dokonał podsumowania polskich walk o niepodległość, 30 procent zaś przyznaje się, że nie pamięta treści homilii.

Mityczna „Solidarność" podjęła wyzwanie, sięgnęła po wsparcie pomocników, takich jak KOR i Kościół, dzięki czemu mogła stawić czoła strażnikowi progu. To bardzo ważny moment, bo wielu wcześniej nie zdołało go przekroczyć. Takim strażnikiem jest Cerber albo Sfinks, a w przypadku „Solidarności" – partia, która tak krwawo się rozprawiła z poprzednimi strajkami. Nasz bohater posiada jednak magiczną moc – co widać na obrazie na bramie stoczni. Pamiętając o tym, co się stało z poprzednimi strajkami, robi strajk okupacyjny, ogranicza sam siebie.

Wygrywa. Sierpień '80 staje się nowym początkiem.

Zwycięskie porozumienie

W Polsce mamy wiele przykładów stanowienia nowego porządku za pomocą dokumentów (konfederacja warszawska, unia lubelska, traktat wersalski) i tradycje nieskutecznych aktów zbrojnych, które w specyficznych warunkach zaborów i romantyzmu ustanowiły jednak etos ofiarnika – wojownika, żołnierza, legionisty, podziemnego opozycjonisty. Słowa hymnu „Co nam obca przemoc wzięła, szablą odbierzemy" stawiają zwolenników porozumienia w dość nieprzychylnym świetle.

Sierpniowi przypisano rolę początku i punktu zero chwili narodzin dobrej siły

A jednak porozumienia sierpniowe okazują się  zwycięstwem. Mobilizacyjno-romantyczne pojmowanie polskości wymaga jednak jedności narodowej, swoistej jednomyślności w odgrywaniu rytuału polskości i z trudem toleruje odrębność i różnice interesów w ramach polskości.

Kiedy wprowadza się na scenę takiego aktora jak „zwycięski naród", wówczas nie mamy do czynienia ze wspólnym integracyjnym początkiem; ktoś musi znaleźć się poza narodem, zostać z narodu wyłączony i pokonany, by ten mógł się ukonstytuować w walce. Tak z narodu wykluczeni zostali komuniści. Również w orędziach solidarnościowych premierów odwoływanie się do wiktorii roku 1980 jest kluczowe: padają słowa w rodzaju „W sierpniu nasze społeczeństwo zadziwiło świat rzuceniem spokojnego, ale twardego wyzwania systemowi komunistycznemu. Związek zawodowy »Solidarność« rozpoczął przywracanie wolności w ojczyźnie i w naszej części Europy". Poczucie zwycięstwa „Solidarności" łączy się z poczuciem przełomowej roli samych jej niegdysiejszych bojowników.

„Solidarność" udowodniła za pomocą Sierpnia, że jest wybrańcem. Ale wybraniec musi umrzeć i zostać ożywiony. Toteż w romansie o „Solidarności", w epizodzie opisującym lata 1981–1983, bohaterka jest opowiadana jako uśmiercona – po to, by móc być postrzegana jako ta, która przeżyła własną śmierć.

W mediach wymaga się coraz większego skrótu informacji i przekazywania ich w pigułce, a brak czasu w telewizji pozbawia ich szerszego kontekstu. W ten sposób rozpatruje się stan wojenny na osiach naród – ZOMO, oraz kaci – ofiary; dlatego Jaruzelskiego zestawia się obrazkowo z zamordowanym księdzem Jerzym Popiełuszką, który de facto nie był ofiarą stanu wojennego.

Ofiara odbywa się zarówno w wymiarze duchowym, jak i fizycznym. Mamy zatem medialny system opowiadania, w którym są zwycięzcy – JP II i Lech Wałęsa, oraz polegli – odpowiednio Jerzy Popiełuszko i robotnicy z Wujka.

Brama śmierci

W tej opowieści naród polski odradza się jako niezniszczalny. Psycholog społeczny Janusz Reykowski we wstępie do swojego opracowania o rozmowach przy Okrągłym Stole pisze: „System polityczny w jego ówczesnej formie nie jest w stanie radzić sobie z istnieniem politycznej opozycji, zjawiska dla monocentrycznego porządku bardzo niebezpiecznego. System ten zwalczał opozycję przez kilkadziesiąt lat rozmaitymi środkami, a ta ciągle odradzała się jak Feniks z popiołów. Nawet stan wojenny jej nie zniszczył".

Na myśl przychodzi tu scena zamrożenia Hana Solo, uśmiercenia Neo przed pocałunkiem Trinity, odcięcia ręki Luke'owi Skywalkerowi, poświęcenia oka przez Odyna, puszczenia na wodę Mojżesza czy przebicia stóp Edypowi, który miał potem uchronić Teby od Sfinksa. Grudzień '81 to śmierć bohatera (próba uśpienia ducha), po którym następuje zmartwychwstanie i ostateczne zwycięstwo w wyborach i powrót z eliksirem: wywalczenie wolności dla ludzi.

W „Gwiezdnych wojnach" mamy też oczywiście epizod pogodzenia się z Vaderem. Ukazania jego ludzkiej twarzy. To ważny element w micie.

Poszczególne epizody w tej historii struktura wiąże w jedną całość. Te, co nie pasują, są odrzucane i przechodzą w zapomnienie. Najważniejsze jest utrzymanie sensu. Istotą poczucia sensu w autobiografii, a także w pamięci zbiorowej jest powiązanie narracyjne wydarzeń – tak, by z siebie wynikały, by stanowiły przyczyny sprawcze. Pieriestrojka jest ważna, ale wpasować ją w naszą opowieść trudno.

Spójrzmy raz jeszcze na całą opowieść: Jan Paweł II wzywa do wyprawy. Zsyła Ducha Świętego i wzywa naród do powstania. Polacy są jeszcze uśpieni, ale nie można zmienić przeznaczenia – wyrzucenie Walentynowicz powoduje strajk w stoczni. Nasz bohater przekracza pierwszy próg – rząd podpisuje 21 postulatów, rodzi się „Solidarność". To imię chwały.

Ale droga prób jest trudna – bohater trafia do królestwa nocy, jest więziony. Jednak po pewnym czasie wydostaje się z jaskini mroku i – odrodzony – znów walczy. Rozgrywają przy wielkim stole partię szachów, w wyniku której jego przeciwnik traci swoje pozycje i na politycznej szachownicy zwycięża „Solidarność". W Europie zaczyna się domino wolności, padają poszczególne reżimy, a przywódca zostaje królem krainy.

Wszystko to powinno się jednak dziać dawno, dawno temu. Kiedy ni stąd, ni zowąd pojawia się król, który zamiast mówić o przeszłości, zostawia ślady na pozmywanej podłodze, stajemy skonsternowani.

Autor jest medioznawcą, badaczem dyskursu publicznego. Zajmuje się narracjami politycznymi.

Dla niemal dwóch trzecich Polaków powstanie „Solidarności" było wydarzeniem przełomowym. Zarazem w świadomości młodych Polaków coraz częściej jedynymi postaciami, o których można z całą pewnością powiedzieć, że brały udział w tej historii, są Jaruzelski i Wałęsa.

W rocznicowych materiałach telewizyjnych zobaczymy jak zwykle niesionego na rękach bądź przemawiającego Wałęsę, zaraz potem Jaruzelskiego zapowiadającego stan wojenny, Okrągły Stół i wybory '89. Ale to powoduje również, że nasza historia dla coraz większych rzesz młodych Polaków staje się zmaganiem na wzór Lorda Vadera i Luke'a Skywalkera. Brak tylko bohaterskiej pięknej Lei, bo mit ten jest typowo patriarchalny.

W większości opowieści filmowych i narracji, do których się przyzwyczailiśmy, heros poświęca się (mit Chrystusowy) lub po skończonej walce usuwa się w cień (jak rzymski bohater Cinncinatus, na którym wzorowali się ojcowie-założyciele USA lub jak rycerze Jedi, którzy odratowali Galaktykę). Wałęsa zamiast jeździć po świecie i opowiadać historię swojej „drużyny pierścienia", komentuje rzeczywistość, w której nie ma już dla niego odpowiedniej roli – a przynajmniej roli przystającej do poprzedniej roli mitycznego bohatera ludowego, europejskiego Che, któremu się udało.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Taka debata o aborcji nie jest ok
Plus Minus
„Dziennik wyjścia”: Rzeczywistość i nierzeczywistość
Plus Minus
Europejskie wybory kota w worku
Plus Minus
Waleczny skorpion
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa”, Jacek Kopciński, opowiada o „Diunie”, „Odysei” i Coetzeem