Maciek Bielawski niewątpliwie ma talent narracyjny i ucho do historii. Gdyby bowiem wyciąć same mikroanegdoty z jego nowej powieści, powstałby świetny zbiór opowiadań. Choćby historia o chłopaku pracującym na ochronie w Tesco, a którego matka przekonuje wszystkich (sama w to wierzy!), że syn jest prezesem, i martwi się, że kierownictwo go ściągnie do Ameryki – taki jest dobry. Albo scena, w której dwa zaprzyjaźnione małżeństwa próbują grać w szczerość wzorem filmu „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie” i mówią sobie skrywane dotąd rzeczy. Już pierwsze wyznanie jednego z mężczyzn („Głosowałem na Dudę”) zmienia kolację w pandemonium. Czy wreszcie opowieści dziwnej treści sąsiada jednego z bohaterów, cwaniaka z osiedla, który uczy się angielskiego z aplikacji.