Hasło „Kobiety na wybory!” rozgrzewało przedwyborczy internet do czerwoności. Nie była to akcja centralnie sterowana i wiele z jej odnóg wyglądało na spontaniczne. Przesłanie było wyraźne – kobiety powinny iść na wybory, w przeciwnym wypadku to mężczyźni zadecydują o ich przyszłości. I zostaną im odebrane ich szczególne prawa. A tylko kobiecy głos może zagwarantować, że będą one respektowane.
O jakie prawa chodziło, jest dość jasne i nie pozostawiono tutaj przestrzeni na domysły, co zresztą skutkowało mocną infantylizacją przekazu. Wykreowany przez stowarzyszenie Dziewuchy Dziewuchom obraz kobiet, zainteresowanych jedynie drinkami i plotkami, podczas gdy mężczyźni dyskutują o polityce i niepostrzeżenie wprowadzają reżim, przez który poród odbywa się w asyście policjanta i księdza, to tylko jeden z przykładów. A hasło fundacji diversityPL: „Puszczamy się kiedy chcemy, a 15. głosujemy” dobitnie domyka tę narrację.