Plus Minus: Na pewno świetnie pamięta pan początek lat 90. i tamte zmagania z inflacją. Gdy był pan ministrem współpracy gospodarczej z zagranicą, sięgała ona 70 proc. rocznie, a później, gdy pełnił pan funkcję ministra finansów, było to 40 proc.
A jeszcze rok wcześniej, czyli w 1990 r., gdy byłem wiceprezesem NBP, inflacja wynosiła 585 proc. rocznie. Ta liczba jest szczególnie wymowna. Uzmysławia warunki, w jakich decydenci polityczni wtedy działali. To było jak huragan, a w takiej sytuacji nie kombinuje się, czy lepiej przyjąć taką, czy inną strategię, tylko z całych sił trzyma się solidnej podstawy. I tak właśnie polscy decydenci, zwłaszcza Leszek Balcerowicz, minister finansów, trzymali się sprawdzonych, niepodważalnych reguł ekonomii. Można dyskutować, ile w ekonomii jest nauki, a ile spekulacji, ale pewne jest, że inflacja spada tylko wtedy, gdy na rynku jest mniej pieniądza. I w ten sposób walczono z inflacją na początku lat 90., zbytnio nie kombinując.