Choć europejskie partie skrajnej prawicy, zazwyczaj określanej mianem ksenofobicznej i populistycznej, ze zwalczania masowej imigracji uczyniły jeden z fundamentów swej linii politycznej, powinny wznieść toast na cześć imigrantów. Tych zwłaszcza, którzy nie zważając na przeszkody materialne i formalne – morze, mury na granicach, chciwość przemytników, niechęć społeczeństw Europy, perspektywę możliwej deportacji – ciągną do europejskiej ziemi obiecanej. Kieliszek powinien być głęboki, szampan markowy, a toast szczery. Bo są po temu powody.
Terror poprawności
Partie prawicy wiele imigrantom zawdzięczają. Jeśli idą dziś – prawie – jak burza, do tego stopnia, że w niektórych krajach (Szwajcaria) zdystansowały wszystkich konkurentów, stając się partią numer jeden, w innych (Finlandia) zostały dopuszczone do rządów, gdzie indziej (Wielka Brytania) czynią wyłom w gładkim murze wielkich ugrupowań, wszędzie zaś (Szwecja, Dania, Francja, Holandia, Austria, Niemcy) coraz bardziej zyskują na popularności – to dzieje się tak dlatego, że wobec inwazji uchodźców i imigrantów mieszkańcy Europy inaczej spojrzeli i na nie, i na cały problem.
Okazało się, po pierwsze, że problem istnieje. Już nie można, jak to czynią apologeci wielokulturowości, dowodzić, że go nie ma, a otwarcie bram Europy przed przybyszami z innych kultur niesie z sobą same pożytki. Po wtóre, mieszkańcy Europy nabrali odwagi. Wymuszona poprawność, nakazująca myślenie zgodnie z obowiązującymi schematami – w tym wypadku z tezą, że obecność imigrantów miejscowe społeczności wyłącznie wzbogaca, nie niosąc z sobą żadnych kłopotów ani zagrożeń – jakoś zaczęła się rozpływać. To nie jest tylko kwestia dostrzegania, jak jest naprawdę. Rzeczywistość znana jest doskonale i trudno ją kwestionować. Każdy widzi, jak upadają stare dzielnice wielu miast, zmieniając się w getta przybyszów, jak powstają slumsy na przedmieściach, jak wielu uchodźców się nie integruje, nie tylko dlatego, że nie mogą, ale również dlatego, że nie chcą, i jak bardzo władze sobie z tym nie radzą. Problem w tym, że terror poprawności zbyt często tłumił chęć, by mówić o tym głośno.
Wreszcie – i tu być może należy szukać najważniejszego klucza do rosnącej popularności skrajnej prawicy – okazało się, że stawiane przez nią diagnozy były trafne. Nie możemy przyjąć wszystkich. Nie wolno pozwolić, by kulturę Europy zdominowały obce nam wzory. Europa jest chrześcijańska. Islam i inne religie są tu na prawach gości. Nie gospodarzy.
W ciągu zaledwie tygodnia francuski Front Narodowy, największa z działających w Europie partii skrajnej prawicy, odniósł ogromny sukces i równie zaskakującą porażkę. Stało się to w wyborach regionalnych, których pierwszą turę Front bezapelacyjnie wygrał, zdobywając blisko 28 proc. głosów i zajmując pierwsze miejsce w sześciu z 13 francuskich regionów. Sukces w drugiej turze wydawał się pewny – nie tylko przedstawicielom Frontu, ale także jego przeciwnikom.