Przemysław Mijal o zasądzaniu kosztów zastępstwa procesowego

Dopóki zasądzanie kosztów zastępstwa procesowego nie oprze się na tych rzeczywiście poniesionych, dopóty będą obciążać tylko klienta - pisze Przemysław Mijal, dziekan Rady OIRP w Szczecinie.

Publikacja: 02.11.2016 01:00

Wydane niespełna miesiąc temu rozporządzenia ministra sprawiedliwości zmieniające wysokość opłat za czynności radców prawnych zarówno w sprawach z wyboru, jaki i z urzędu z pewnością nie ucieszyło praktykujących pełnomocników, zwłaszcza tych, których wynagrodzenie oraz byt ich kancelarii opiera się na zasądzanych kosztach zastępstwa procesowego. Można powiedzieć, że rewizja tzw. rozporządzeń taryfowych zniweczyła sukces, jakim było ich wydanie w październiku 2015 r., przecież po trzynastu latach kompletnej stagnacji w tej materii. Prima facie wniosek tego rodzaju byłby nawet słuszny, choć zawsze w takiej sytuacji należy poddać znowelizowane regulacje dokładnej, analitycznej ocenie. Analiza rozporządzeń taryfowych jest raczej nieskomplikowana i sprowadza się do porównania wartości bezwzględnych, o które obniżono kwoty stawek minimalnych za sprawy z wyboru bądź opłat w postępowaniach z urzędu. Uogólniając nieco charakter zmian, stawki obliczane na podstawie wartości przedmiotu sprawy obniżono o 25 proc., a w pozostałych kategoriach spraw niekiedy o więcej.

W opłatach za urzędówki powrócono do rozwiązań z 2002 r. zarówno w zakresie ich wysokości, jak i mechanizmu przyznawania kosztów nieopłaconej pomocy prawnej. Okazuje się zatem, że w wyniku rewizji stawek kosztów w sprawach z wyboru nie powrócono do ich poziomu z 2002 r., bowiem przedmiotem nowelizacji, a jednocześnie punktem odniesienia – na szczęście – stało się rozporządzenie z 2015 r. Strach pomyśleć, jaki byłby efekt tych zmian, gdyby populistyczne hasło obcinania kosztów pełnomocnikom, niewątpliwie leżące u podstaw tej inicjatywy legislacyjnej, realizowane było na podstawie rozporządzenia z 2002 r. Stosując do obniżenia ów wskaźnik 25 proc., sprawy z prawa pracy należałoby godnie i z należytym zaangażowaniem prowadzić za 45 zł brutto równoważne kosztowi dojazdu do sądu na rozprawę... niestety tylko w jedną stronę.

Skąd ciągłe niezadowolenie?

Przeciwnicy rozwiązań przyjętych w rozporządzeniach taryfowych z 2015 r., w tym adwokaci, którzy zrezygnowali z rozmów z resortem, twierdzili, że zwiększenie stawek opłat było iluzoryczne, ppnieważ i tak nie odzwierciedlają one rynkowych wynagrodzeń należnych za prowadzenie postępowań sądowych. To argument zupełnie oczywisty, choć zdecydowanie niewystarczający, żeby rezygnować z dialogu, który bądź co bądź, potem już tylko dzięki uporowi organów samorządu radcowskiego obecnej kadencji, do dwukrotnego zwiększenia stawek minimalnych (a więc o 100 proc.) jednak doprowadził.

Nierynkowość i nierealność stawek w znacznie większej mierze odnosi się do poszczególnych kategorii spraw (§ 4–9 rozporządzenia), zaś w mniejszej do ich poziomu w ramach widełek kształtowanych wartością przedmiotu sporu (§ 2). Jakim bowiem bezinteresownym zaangażowaniem musi wykazać się radca prawny podejmujący się sprawy o uchylenie uchwały organu spółdzielni za 360 zł, bądź z zakresu regulacji energetyki za 720 zł. Z drugiej strony niektórych pełnomocników mocno radował wyrok zasądzający należność główną 10.100 zł i obok niej koszty zastępstwa procesowego w wysokości 4800 zł, wydany po średnio merytorycznym sprzeciwie pozwanego w sprawie roszczeń z umowy spedycji na pierwszej rozprawie. Jeśli ta kosztowa bezinteresowność przeplata się z radością, ogólne saldo i rozrachunek powinny wyjść jednak na przyzwoitym poziomie, a jedynym wygranym staje się wówczas Skarb Państwa, do którego wpływają VAT i PIT z tych należności, w całości ponoszonych przecież przez strony postępowań. Pamiętajmy również, że nie samymi sądami i kosztami zastępstwa radca prawny żyje, a przecież część tytułów wykonawczych finalnie ląduje w kancelaryjnych archiwach z pieczęcią komornika o nieściągalności wierzytelności po wsze czasy.

Zawsze na pewno straci klient

Negatywne konsekwencje niedoszacowania w rozporządzeniach taryfowych stawek opłat za czynności radców prawnych względem rynkowych zawsze jednak uderzają w klienta. Nie sądzę, żebym dożył czasów, w których rozporządzenia taryfowe będą w pełni odzwierciedlały wysokość wynagrodzeń pobieranych przez pełnomocników w umowach z reprezentowanymi stronami postępowania, zwłaszcza że ich rozstrzał jest przeogromny, a kwoty na ogół owiane tajemnicą. Nie sądzę również, żeby obecnie ktoś zdecydował się prowadzić sprawę pracowniczą czy ZUS-owską za 180 zł, chyba że ma honor i zaszczyt czynić to jako pełnomocnik z urzędu. Oznacza to li tylko, że faktycznie klient zawsze wydatkuje na prowadzenie sprawy przez pełnomocnika znacznie większe kwoty niźli te, których zwrot gwarantować miałyby mu koszty zastępstwa przyznawane w orzeczeniu kończącym sprawę na jego korzyść.

Klient decyduje się na to z pełną świadomością, że ekwiwalentu zapłaconego pełnomocnikowi wynagrodzenia nie otrzyma, zastanawiając się zapewne nad powodami tego stanu rzeczy. Dopóki więc mechanizm zasądzania kosztów zastępstwa procesowego nie oprze się na zwrocie rzeczywiście poniesionych kosztów wynagrodzenia pełnomocnika, dopóty te koszty będą obciążać wyłącznie klienta. Radca prawny jako bądź co bądź świadomy przedsiębiorca poniżej kosztów swojej działalności pracować nie powinien, chyba że dopadnie go misja urzędówki. Na tę sytuację trudno jednak znaleźć radę.

Jaki charakter i waga rozporządzenia?

Pytanie o znaczenie oraz wagę przewidzianej w rozporządzeniu ministra sprawiedliwości stawki minimalnej kosztów zastępstwa procesowego w sprawach z urzędu jawi się jako szczególnie istotne zwłaszcza wobec wątpliwości toruńskiego Sądu Okręgowego.Przypomnijmy, że nie był pewien, czy rzeczywiście wynagrodzenie na rzecz pełnomocnika ustanowionego z urzędu może być przyznane poniżej stawki minimalnej, jeśli jego nakład pracy był rażąco niski, jednak nie z powodu niestaranności, ale z niezależnych od niego okoliczności (pisała o tym „Rzeczpospolita" 17 października).

O rozstrzygnięcie tej jakże praktycznej kwestii zwrócono się do Sądu Najwyższego (sygn. akt III CZP 87/16). W SN dotychczas dominował pogląd, że sąd nie może zasądzić wynagrodzenia za urzędówkę poniżej stawki minimalnej, chyba że chodziłoby o skrajną niestaranność pełnomocnika. Gdyby SN doszedł jednak do wniosku, że orzeczenie o kosztach pomocy prawnej jest oparte na uznaniu sędziowskim, pomimo że przepisy expressis verbis nie przewidują takiej możliwości, rozporządzenie – którym w istocie z mocy konstytucji sąd nie jest związany – mogłoby stanowić jedynie punkt odniesienia dla rozstrzygnięć w zakresie kosztów pomocy prawnej z urzędu. Miejmy jednak nadzieję, że będzie to dotyczyło nie tylko sytuacji opisanej w pytaniu do SN, a zatem ich obniżania poniżej pułapu przewidzianej opłaty, ale również podwyższania ponad 150 proc., gdy opłata jest rażąco zaniżona względem nakładu pracy i stopnia zawiłości sprawy.

Dalej tylko lepiej

W dzisiejszej sytuacji trudno zachować stawkowy optymizm i cieszyć się, że nic takiego się nie stało, a w ogóle to dobrze, że coś tam tytułem tych kosztów zasądzają. Trzeba uświadamiać potrzebę zmian w interesie klienta, który nie może do sprawy sądowej dokładać , bo przewidziane w rozporządzeniu stawki nie odzwierciedlają realiów rynkowych, a już z pewnością ich nie kreują. W tej kadencji już poczyniono znaczny krok do przodu, zmieniając stawki opłat dla pełnomocników z wyboru (w ostatecznym bilansie co do zasady o 50 proc.) oraz doprowadzono do oddzielenia tej regulacji od rozporządzenia dotyczącego stawek pełnomocników świadczących pomoc prawną z urzędu. Daje to większą elastyczność w przeprowadzaniu zmian, nawet bez obciążenia Skarbu Państwa, co niekiedy jest barierą nie do pokonania. Z pewnością impuls wprowadzenia zmian na lepsze (tj. wyższe) powinien pochodzić od samorządu jako reprezentanta interesów ogółu radców prawnych, w tym przypadku chyba wyjątkowo zbieżnych. Byle tylko nie trwało to kolejnych 13 lat...

Autor jest doktorem nauk prawnych, dziekanem Rady OIRP w Szczecinie, współpracownikiem kierownika Ośrodka Badań, Studiów i Legislacji KRRP

Wydane niespełna miesiąc temu rozporządzenia ministra sprawiedliwości zmieniające wysokość opłat za czynności radców prawnych zarówno w sprawach z wyboru, jaki i z urzędu z pewnością nie ucieszyło praktykujących pełnomocników, zwłaszcza tych, których wynagrodzenie oraz byt ich kancelarii opiera się na zasądzanych kosztach zastępstwa procesowego. Można powiedzieć, że rewizja tzw. rozporządzeń taryfowych zniweczyła sukces, jakim było ich wydanie w październiku 2015 r., przecież po trzynastu latach kompletnej stagnacji w tej materii. Prima facie wniosek tego rodzaju byłby nawet słuszny, choć zawsze w takiej sytuacji należy poddać znowelizowane regulacje dokładnej, analitycznej ocenie. Analiza rozporządzeń taryfowych jest raczej nieskomplikowana i sprowadza się do porównania wartości bezwzględnych, o które obniżono kwoty stawek minimalnych za sprawy z wyboru bądź opłat w postępowaniach z urzędu. Uogólniając nieco charakter zmian, stawki obliczane na podstawie wartości przedmiotu sprawy obniżono o 25 proc., a w pozostałych kategoriach spraw niekiedy o więcej.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Składka zdrowotna, czyli paliwo wyborcze
Opinie Prawne
Wandzel: Czy po uchwale SN frankowicze mają szansę na mieszkania za darmo?
Opinie Prawne
Marek Isański: Wybory kopertowe, czyli „prawo” państwa kontra prawa obywatela
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Co dalej z podsłuchami i Pegasusem po raporcie Adama Bodnara
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?