Sześciolatki: Cynicznie wykorzystane lęki

1 września do szkoły poszedł cały rocznik sześciolatków. Jak mielibyśmy teraz to zmienić? Zrobić dzieciom roczne wakacje? Kazać powtarzać zerówkę? – pyta działaczka samorządowa.

Aktualizacja: 03.09.2015 23:39 Publikacja: 02.09.2015 19:36

Sześciolatki: Cynicznie wykorzystane lęki

Foto: Fotorzepa/Sławomir Mielnik

87 proc. rodziców, którzy posłali sześciolatki do szkoły, zrobiłoby to ponownie. To powinno zamykać rozmowę w tej sprawie. Ale nie zamyka. Wydamy kolejne miliony, żeby się dowiedzieć, czy pozostali Polacy też są za.

Zabieramy głos dlatego, że choć politycy zachowują się niepoważnie, to sprawa jest śmiertelnie poważna.

Dlaczego sześciolatki powinny pójść do szkoły? Dlatego, że wyrównuje to szanse edukacyjne między dziećmi z mniej zamożnych i gorzej wykształconych rodzin a ich rówieśnikami. Wszystkie badania wskazują, że o sukcesie edukacyjnym decyduje przede wszystkim wykształcenie rodziców (w Polsce – matki). Drugim istotnym czynnikiem jest wiek rozpoczęcia edukacji. Co więcej, są badania oparte na kilkudziesięcioletnich obserwacjach pokazujące, że dzieci z rodzin dysfunkcyjnych, które zostały objęte opieką przedszkolną, dużo rzadziej mają kłopoty w dorosłym życiu: rzadziej popadają w konflikt z prawem, w uzależnienia, w biedę, rzadziej się rozwodzą. Jeżeli zatem chcemy mieć lepiej wykształconych i szczęśliwszych dorosłych, to dzieci muszą wcześniej iść do przedszkola i szkoły.

A reforma sprawia nie tylko, że dzieci idą rok wcześniej do szkoły. Powoduje także obowiązkowe pójście pięciolatków do przedszkolnych zerówek i konieczność zapewnienia przez gminy miejsc dla nich w przedszkolach. To z kolei umożliwia większej grupie młodszych dzieci – trzy-, cztero- i pięciolatków – uczęszczanie do przedszkoli. Przy okazji trzeba przypomnieć, że mamy jeden z najniższych wskaźników objęcia czterolatków opieką przedszkolną w Europie.

Rok temu do szkoły poszła połowa rocznika sześciolatków. Widać, że programy zostały dobrze przygotowane, a szkoły zapewniły odpowiednie warunki edukacji młodszych dzieci. 1 września do szkoły poszedł cały rocznik dzisiejszych sześciolatków. W jaki sposób zatem mielibyśmy teraz ten stan rzeczy zmienić? Zrobić roczne wakacje dzieciom? Kazać powtarzać zerówkę? Ale oczywiście dla polityków jest to drobiazg. Uda się, bo musi.

Jednak niekompetencja przy wprowadzaniu zmian jest nie tylko cechą PiS. Platforma popisała się zupełną nieporadnością przy realizacji tej reformy. Próba przekonywania obywateli, że sześciolatki powinny iść do szkoły, bo... wcześniej trafią na rynek pracy, jest nie tylko merytorycznie nietrafiona, ale i nieskuteczna.

Sama organizacja zmiany polegająca na tym, że najpierw dajemy dobrowolny wybór, aby po kilku latach wprowadzić obowiązek, musiała się skończyć katastrofą. Było oczywiste, że dobrowolnie dzieci wyśle do szkół nie więcej niż 20 proc. rodziców, a w ostatnim roku naukę zaczną jednocześnie sześciolatki oraz prawie wszystkie siedmiolatki i klasy będą pękały w szwach. Nie dawało to też szansy samorządom na dobre przygotowanie szkół, bo nie wiedziały, ile dzieci do nich trafi,

To przykład ideologicznego zaślepienia rządzących – w tym przypadku zaślepienia źle rozumianą ideologią liberalną. Wolność wyboru musi mieć swoje granice. Tą granicą jest, po pierwsze, ochrona praw innych osób, a po drugie, sprawna organizacja państwa.

Tymczasem reforma szkolna wyglądała tak, jak gdyby wprowadzono ruch lewostronny i pozwolono obywatelom wybierać przez pierwsze dwa lata, którą stroną chcą jeździć. Sensowna metoda przeprowadzenia tej zmiany polegałby na rozłożeniu reformy na trzy–cztery lata i obejmowania nią obowiązkowo dzieci z konkretnych miesięcy dwóch roczników. Oczywiście z możliwością stosowania wyjątków dla konkretnych dzieci po skorzystaniu z opinii poradni psychologiczno-pedagogicznej. Mówimy rodzicom: uważasz, że twoje dziecko jest niegotowe? Może pójść do szkoły w wieku siedmiu lat, tylko wcześniej idź z nim do specjalisty, żeby nie opierać się jedynie na własnej ocenie. W ten sposób reforma przeszłaby spokojnie. Zresztą po czterech latach właśnie tak się wszystko skończyło. Roczniki sześciolatków zostały podzielone na dwie grupy i obowiązkowo poszły do szkoły. Tylko wcześniej cały kraj żył awanturą o odbieranie dzieciom dzieciństwa.

Mamy dzieci i wiemy, że wszyscy rodzice chcą dla nich jak najlepiej. Boją się o ich bezpieczeństwo i chcą, aby osiągnęły w życiu sukces. Właśnie dlatego sześciolatki powinny chodzić do szkoły. Umysł dziecka najszybciej rozwija się do siódmego roku życia. A ważnych w życiu kompetencji, takich jak współpraca, może się nauczyć w grupie z rówieśnikami, a nie w domu. Oczywiście jeżeli rodzice uważają, że ich dziecko nie poradzi sobie w szkole, muszą mieć możliwość opóźnienia rozpoczęcia nauki. Ale taka możliwość istnieje. Wystarczy pójść do poradni psychologiczno-pedagogicznej i sprawdzić dojrzałość dziecka.

Pójście do szkoły jest ważnym etapem w jego rozwoju, a nie żadnym „odebraniem dzieciństwa". Oczywiście powoduje stres – czasem większy u rodziców niż u dzieci, ale też może być ekscytującą nowością. Dzieci są ciekawe świata, poznawania nowych miejsc i ludzi. Szkoły i rodzice muszą robić wszystko, żeby tej ciekawości nie zdusić ani u sześcio-, ani u siedmiolatków.

Skrajnie cyniczne jest natomiast wykorzystywanie lęków rodziców do kampanii politycznej. Szczególnie jeśli efektem może być zaszkodzenie samym dzieciom.

Autorka jest kandydatką Nowoczesnej w wyborach do Sejmu 2015, była radną miasta Łodzi. Członek ostatnich władz krajowych Unii Wolności. Doktor matematyki na UŁ

87 proc. rodziców, którzy posłali sześciolatki do szkoły, zrobiłoby to ponownie. To powinno zamykać rozmowę w tej sprawie. Ale nie zamyka. Wydamy kolejne miliony, żeby się dowiedzieć, czy pozostali Polacy też są za.

Zabieramy głos dlatego, że choć politycy zachowują się niepoważnie, to sprawa jest śmiertelnie poważna.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Bez kantów o Kancie
Opinie polityczno - społeczne
Przemysław Prekiel: Niebezpieczne przerzucanie się oskarżeniami o prorosyjskość
Opinie polityczno - społeczne
Przemysław Urbańczyk: Czy pakt migracyjny zamieni Unię w „oblężoną twierdzę Europa”?
felietony
Wciąż nie wiemy, czy przyszłość Polski zależy tylko od nas
Opinie polityczno - społeczne
Paweł Łepkowski: W polityce walka z krzyżem to ryzykowny wybór
Materiał Promocyjny
Technologia na etacie. Jak zbudować efektywny HR i skutecznie zarządzać kapitałem ludzkim?