Mit żebraczej prawicy

PiS łączy reakcjonizm obyczajowy z lansowaniem rozwiązań jednoznacznie faworyzujących prywatny kapitał. Rzekomo prosocjalna polska prawica nie widzi żadnego problemu, by de facto subsydiować prywatną działalność gospodarczą z publicznej kasy – twierdzi socjolog z Fundacji Batorego.

Publikacja: 11.03.2019 18:38

Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki. Socjalna i ta bardziej biznesowa twarz PiS

Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki. Socjalna i ta bardziej biznesowa twarz PiS

Foto: Reporter

Kiedy ujawniono zapisy negocjacji prezesa PiS z austriackim biznesmenem dotyczące planowanej budowy biurowców w centrum Warszawy, przez media przelała się fala zaskoczenia. Dziwiono się, że przewodniczący największej polskiej partii prawicowej, do którego przylgnął wizerunek nieco niedzisiejszego, ideowego inteligenta, prezentuje się nagle jako twardy negocjator. Ponieważ nie tak wiele ludzi mediów orientuje się w tematyce finansowania partii politycznych czy zawiłościach prawa spółek, można było odnieść wrażenie, że samo pytanie o legalność tego rodzaju negocjacji schodzi na dalszy plan wobec odkrycia nieznanej, wyrachowanej twarzy prezesa. Innymi słowy, dla części zwolenników i przeciwników obecnej władzy tematem było już to, że najbardziej wpływowy polski polityk prawicy okazał się kalkulującym graczem, a nie wyłącznie ideowcem.

Powszechne zdziwienie tym odkryciem jest miarą sukcesu, jaki w Polsce odniosła strategia wizerunkowa, stosowana z powodzeniem przez populistyczne ugrupowania prawicowe na całym świecie. Istotą tej strategii jest konsekwentne przedstawianie się w roli ofiary establishmentu; ubogiej, lecz niezłomnej siły, przeciwstawiającej się elitom rządzącym w sekrecie przed obywatelami wszystkimi sferami ich życia, od gospodarki po życie społeczne. Kreowanie tego wizerunku idzie jednocześnie w parze z bezkompromisowym zabieganiem o własne interesy i wcale nie przeszkadza populistycznej prawicy w korzystaniu z przychylności tych samych zamożnych popleczników, którzy w populistycznej retoryce kwalifikowani są jako niepodlegające kontroli elity, oderwane od doświadczenia zwykłych ludzi.

Pytanie jednak, dlaczego ta strategia działa. I dlaczego pozostaje skuteczna nawet wówczas, kiedy skrzętnie ukrywane powiązania biznesowe danego ugrupowania zostaną opisane i udowodnione przez dziennikarzy?

Fanatycy umieją liczyć

W powszechnej świadomości, a nawet wśród części ekspertów, utrzymuje się przekonanie, że trzymanie się bardzo twardej linii ideologicznej w kwestiach społecznych czy obyczajowych nie idzie w parze z budowaniem potężnego zaplecza finansowego. Fakt, że sponsorzy oczekujący od prawicowych ugrupowań przepychania skrajnie wolnorynkowych rozwiązań są jednocześnie gotowi sponsorować na przykład inicjatywy na rzecz radykalnego ograniczania prawa do aborcji, nadal stanowi pewne odkrycie. Tymczasem lansowanie libertarianizmu ekonomicznego pod przykrywką reakcyjnego tradycjonalizmu obyczajowego stało się już dawno temu faktem w wielu krajach na całym świecie.

Największe pole do działania znalazł w Stanach Zjednoczonych. Po pierwsze dlatego, że majętni darczyńcy już od dziesięcioleci inwestują tam w poparcie polityczne dla korzystnych dla siebie rozwiązań. Po drugie dlatego, że próby ograniczenia finansowania polityki przez wielkie firmy zostały w USA skutecznie udaremnione w 2010 r., kiedy amerykański Sąd Najwyższy orzekł o ich sprzeczności z konstytucją. Utorowało to drogę do wielkiego sukcesu takich organizacji, jak Citizens United czy America Legislative Exchange Council, które reprezentują interesy wielkich firm z różnych branż i przygotowują pakiety ustaw, przepychane następnie w niemal niezmienionej formie w różnych stanach, a potem w Kongresie.

Częścią tego pakietu są nie tylko rozwiązania korzystne dla poszczególnych branż, jak choćby liberalizacja prawa pracy czy zablokowanie podatków od produktów tytoniowych lub zawierających duże ilości cukru, ale również bardzo konserwatywne, wręcz reakcyjne rozwiązania w zakresie praw reprodukcyjnych. Z danych Guttmacher Institute, think tanku zajmującego się zdrowiem reprodukcyjnym w USA, wynika, że w rok od wspomnianej decyzji Sądu Najwyższego i po wygranych wyborach stanowych, w których republikańscy kandydaci zdobyli 52,7 proc. głosów, w poszczególnych stanach wprowadzono ponad 100 różnych restrykcji dotyczących prawa do aborcji. To więcej niż w którymkolwiek roku objętym analizą.

Nie wszyscy bogaci darczyńcy są zaciekłymi przeciwnikami aborcji bez względu na okoliczności. Losy obywatelskiego projektu ustawy „Stop aborcji" przygotowanego przez Ordo Iuris dowodzą, że nie są nimi również wszyscy posłowie Prawa i Sprawiedliwości. Wpisanie prawa antyaborcyjnego do agendy – a przynajmniej flirtowanie z jego zwolennikami – okazuje się jednak bardzo korzystne, i nie ma to nic wspólnego z ideowością. Jak dowodzą autorzy opublikowanego przez serwis Rewire.News śledztwa dziennikarskiego, które pokazało mechanizmy finansowania legislacji antyaborcyjnej w USA, zasadniczym powodem, dla którego opłacalne jest dopisywanie restrykcyjnego prawa reprodukcyjnego do pakietu rozwiązań faworyzujących wielki biznes, jest konsolidowanie własnego elektoratu wokół tradycjonalistycznych wartości, tak by stał się bardziej przychylny libertariańskim rozwiązaniom gospodarczym.

Ponieważ elektorat republikanów jest w porównaniu z wyborcami demokratów dość jednolity pod względem demograficznym (jego trzon stanowią białe heteroseksualne małżeństwa), przedstawianie restrykcyjnych praw antyaborcyjnych jako obrony ich modelu rodziny daje wyraźną przewagę nad konkurencją. Działa to również w polskich warunkach, gdzie zwolennicy PiS mają na temat aborcji dużo bardziej jednoznaczne poglądy niż zwolennicy opozycji, która jest w tej kwestii silnie podzielona.

Socjalni i bogaci

Nawet jeśli polska prawica jest w takich kwestiach jak prawa reprodukcyjne o wiele bardziej jednorodna od swoich oponentów, nie oznacza to, że jest jej równie łatwo jak amerykańskim odpowiednikom pogodzić tradycjonalizm obyczajowy z libertarianizmem ekonomicznym. W końcu od lat partie prawicowe uchodzą w Polsce za najbardziej prospołeczne i gotowe do wydawania publicznych pieniędzy na cele socjalne.

Ten wizerunek po części utrzymuje się ze względu na to, że ugrupowania uchodzące po 1989 r. za lewicowe, jak na przykład Sojusz Lewicy Demokratycznej, usiłowały zdjąć z siebie postkomunistyczne odium i chętnie przyjęły niemiecko-brytyjskie inspiracje tzw. trzecią drogą – czyli w gruncie rzeczy wprowadzały liberalne reformy gospodarcze, twierdząc, że dopiero wypracowany dzięki nim dobrobyt pozwoli na hojniejszą politykę redystrybucji. Po części zaś na prosocjalny wizerunek zapracowała sama prawica, szczególnie po wyborach 2015 r., czyniąc z programu 500+ swoją flagową propozycję.

Efekty programu nie są jednak jednoznacznie „socjalne". Owszem, dodatkowe środki do dyspozycji rodzin pozwalają zmniejszyć ubóstwo wśród dzieci, to niebłahe osiągnięcie. Ale dodatkowe pieniądze w kieszeniach konsumentów opłacają się również biznesowi. Dane dowodzą na przykład, że dzięki 500+ poprawiła się spłacalność kredytów. To oczywiście pozytywny fakt, ale przeczy wyłącznie socjalnemu czy rozdawniczemu charakterowi programu, który niekoniecznie automatycznie musi zrażać do Prawa i Sprawiedliwości biznes.

O ile program 500+ nie ma jednoznacznie socjalnego charakteru, to już zaproponowany przez premiera Morawieckiego projekt ustawy, która z terytorium całego kraju uczyniłaby specjalną strefę ekonomiczną, jest jednoznacznie probiznesowy i przebija nawet pomysły niektórych libertarian zza oceanu. Amerykańskie prawicowe organizacje lobbystyczne w rodzaju Citizens United starają się nie dopuścić do nakładania nowych podatków na towary, które – jak choćby wyroby tytoniowe – szkodzą zdrowiu publicznemu i generują koszty społeczne. Tymczasem rzekomo prosocjalna polska prawica nie widzi żadnego problemu, by ochoczo przelicytować te działania i de facto subsydiować prywatną działalność gospodarczą z publicznej kasy poprzez zwolnienia podatkowe.

Polskie prawo, szczególnie ustawa o finansowaniu partii politycznych, sprawia, że najpoważniejsze patologie sponsorowania polityki przez biznes, na przykład w postaci pakietów rozwiązań probiznesowych i antypracowniczych przepychanych przez stanowe legislatury dzięki agresywnemu lobbingowi sponsorowanemu przez korporacje, szczęśliwie grożą nam w dużo mniejszym stopniu niż za oceanem. Nie oznacza to jednak, że polska prawica nie potrafi łączyć reakcjonizmu obyczajowego z lansowaniem rozwiązań jednoznacznie faworyzujących prywatny kapitał. A afera ze spółką Srebrna dobitnie pokazuje, wbrew utrzymującemu się mitowi ubogiej prawicy walczącej z oligarchicznymi wpływami, że politycy PiS nie mają nic przeciwko finansowaniu polityki przez biznes.

Autor jest socjologiem i historykiem idei, szefem działu Obywatele forumIdei Fundacji Batorego. Zajmuje się z ruchami i organizacjami społecznymi oraz zagadnieniami sprawiedliwości społecznej

Kiedy ujawniono zapisy negocjacji prezesa PiS z austriackim biznesmenem dotyczące planowanej budowy biurowców w centrum Warszawy, przez media przelała się fala zaskoczenia. Dziwiono się, że przewodniczący największej polskiej partii prawicowej, do którego przylgnął wizerunek nieco niedzisiejszego, ideowego inteligenta, prezentuje się nagle jako twardy negocjator. Ponieważ nie tak wiele ludzi mediów orientuje się w tematyce finansowania partii politycznych czy zawiłościach prawa spółek, można było odnieść wrażenie, że samo pytanie o legalność tego rodzaju negocjacji schodzi na dalszy plan wobec odkrycia nieznanej, wyrachowanej twarzy prezesa. Innymi słowy, dla części zwolenników i przeciwników obecnej władzy tematem było już to, że najbardziej wpływowy polski polityk prawicy okazał się kalkulującym graczem, a nie wyłącznie ideowcem.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Maciej Strzembosz: Prawdziwy wybór Polaków, czyli państwo niepoważne lub nieprzyzwoite
Opinie polityczno - społeczne
Przemysław Prekiel: PiS znowu wygra? Od Donalda Tuska i sił proeuropejskich należy wymagać więcej
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Nowy wielkomiejski fetysz. Jak „Chłopki” stały się modnym gadżetem
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Czarnecki: Z list KO i PiS bije bolesna prawda o Parlamencie Europejskim
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Haszczyński: Bombowe groźby Joe Bidena. Dlaczego USA zmieniają podejście do Izraela?