Makowski: Przewrót w świecie wartości

Jeśli klasa średnia wycofuje się z życia publicznego, to w to puste miejsce natychmiast wchodzą inni aktorzy. Dziś są to rasiści i nacjonaliści – pisze publicysta.

Aktualizacja: 26.04.2016 00:07 Publikacja: 25.04.2016 19:48

Makowski: Przewrót w świecie wartości

Foto: Fotorzepa, Piotr Guzik

Po swoistym „poście od wartości” dziś obserwujemy „głód wartości”. Wynika to z tego, że wyczerpuje się potrzeba modernizacji infrastrukturalnej, polegającej na budowie dróg, mostów, stadionów, kanalizacji. Rewolucja infrastrukturalna, która nadawała kierunek polskim zmianom przez ostatnią dekadę, miała dwa źródła: po pierwsze, przystąpienie Polski do Unii Europejskiej w 2004 roku wiązało się z nadzieją, że zaczniemy właśnie pod tym względem doganiać Zachód. Po drugie, projekt modernizacji infrastrukturalnej stał się znakiem firmowym rządów Platformy Obywatelskiej. I został sprowadzony – co zresztą dało PO drugą kadencję pierwszy raz w historii III RP – do hasła: „Polska w budowie”.

Polacy mieli dość złych dróg, zapuszczonych dworców czy rozwalającego się taboru kolejowego. Choć narzekaliśmy na utrudnienia związane z robotami, gotowi byliśmy zacisnąć zęby, by jednak ten skok cywilizacyjny się dokonał.

***

O ile Polacy szybko przyzwyczaili się do lepszych dróg i lotnisk, o tyle nie mogli pogodzić się z tym, że sukces Polski jako państwa, docenianego przez Europę i świat, nie przekładał się na sukces Polaków. Rosły aspiracje, a wraz z nimi oczekiwania większych zarobków i – co kluczowe w niepewnych czasach – stabilnej pracy. Sukces kraju odzwierciedla się bowiem nie tylko w międzynarodowych rankingach i w pochwałach, ale także w samopoczuciu przeciętnego Kowalskiego – w tym, jak ocenia swoją sytuację życiową i materialną. Zbyt późno zrozumiano, że hasło „Teraz Polska” należy zastąpić hasłem „Teraz Polacy”. A to znaczy: wyższe zarobki, stabilna praca i skuteczne zarządzanie państwem.

Co więcej, w tym samym czasie kompletnie zapomniano o „miękkiej modernizacji”, czyli modernizacji społecznej i kulturowej. Zajęci budowaniem „dróg i stadionów”, zupełnie przeoczyliśmy, że trzeba budować również społeczeństwo obywatelskie. Z dzisiejszej perspektywy widać jeszcze wyraźniej, skąd to zaniechanie.

Otóż dużo łatwiej „wylewać beton i stal”, niż zbudować przyzwoite społeczeństwo. Ta smutna prawda z całą brutalnością dociera, na szczęście, do rodzimej klasy średniej. Do „nowego mieszczaństwa”, które do tej pory dość skutecznie prywatyzowało swoje życie, odcinając się od życia publicznego i społecznego. Ba, „nowe mieszczaństwo” żyło w przekonaniu, że życie publiczne i polityka to zło konieczne.

Sęk w tym, że jeśli klasa średnia dokonuje aktu abdykacji z życia publicznego, zajęta swoimi prywatnymi sprawami, to w to puste miejsce natychmiast wchodzą inni aktorzy. Dziś są to przede wszystkim rasiści i nacjonaliści, którzy za sprawą europejskiego kryzysu imigracyjnego dumnie wkroczyli na polską agorę. Oraz populiści, którzy krzyczą, że Polska – w imię złudnej przecież suwerenności – może odwrócić się plecami od Europy.

W dobie globalizacji oraz ogromnej sieci zależności i powiązań między krajami i instytucjami suwerenność nie polega na tym, że po zrzuceniu europejskiego jarzma z polskich barków Polska się upodmiotowi i wstanie z kolan. Przeciwnie, suwerenność  w obecnej sytuacji – współzależności i powiązań – polega na tym, że sprawny i skuteczny rząd stwarza warunki najlepsze z możliwych, by ludzie mogli pracować i cieszyć się bezpieczeństwem, pokojem i dobrobytem.

Zbyt późno zrozumiano, że hasło „Teraz Polska" należy zastąpić hasłem „Teraz Polacy". A to znaczy: wyższe zarobki, stabilna praca i skuteczne zarządzanie państwem

Tak czy inaczej, zasadniczy błąd ostatniej dekady polegał na tym, że rządzący zakładali następującą zależność: jeśli zbudujemy nowoczesną infrastrukturę, to automatycznie dokona się także modernizacja społeczna. A Polacy staną się nowocześni i europejscy. Czy rzeczywiście jest tak, że „skok infrastrukturalny” pociąga za sobą „skok kulturowy”?

***

Dziś gołym okiem widać zjawisko, które nazywam przewrotem w sferze wartości. Rozgrywa się on najpierw między dumą i wstydem. Gra zaś toczy się w polskiej duszy. Do wczoraj na świeczniku stawialiśmy to, co w nas najlepsze, i co w oczach innych – szczególnie zachodnich obserwatorów – budziło podziw wobec Polaków i Polski: tolerancję, otwartość, kreatywność i pracowitość. Pozwalało nam to skutecznie odnajdywać się wśród liderów Europy. Jako kraj i jako społeczeństwo byliśmy stawiani za wzór udanej transformacji. Zarazem chowaliśmy pod korcem te cechy, które odsuwały nas od Zachodu i zawsze doprowadzały do kryzysów: ksenofobię, antysemityzm, pieniactwo, resentyment…

Sęk w tym, że wszystkie te przywary, które były przedmiotem wstydu, nie zostały przez dużą część Polaków, a szczególnie przez klasę polityczną, przepracowane i odrzucone jako złe. Zostały jedynie zepchnięte do podświadomości. Wstyd w tym przypadku okazał się bólem. Był on wywołany tym, że duża część Polaków, szczególnie o prawicowych przekonaniach, musiała skrywać te cechy, których chować wcale nie chciała. Ból był tym bardziej nie do zniesienia, im bardziej prawica chciała pokazać swoje naturalne oblicze.

To, co zostało stłamszone, to, co zostało zepchnięte do podświadomości w ramach logiki wstydu, dziś wraca ze zdwojoną siłą na pierwszą linię frontu. To, czego wczoraj jako Polska się wstydziliśmy, dziś staje się przedmiotem dumy. Jak do tego doszło? Otóż sprawił to resentyment. Jego logika powoduje, że człowiek, który się mu podda, dokonuje takiego gwałtu w świecie wartości, że – mówiąc za Fryderykiem Nietzschem – przewartościowuje wszystkie wartości.

Istotę resentymentu można ukazać na przykładzie przypowieści o lisie, który miał apetyt na słodkie winogrona. Tyle że winogrona wisiały zbyt wysoko. Lis tak wysoko nie sięga. Aby się jakoś pocieszyć, wmówił sobie, że winogrona są kwaśne. Tych, którzy mówili inaczej, uznał za kłamców. Resentyment polega na odwróceniu – „przewrocie” – porządku wartości. Jak notował wnikliwy badacz świata aksjologicznego ksiądz Józef Tischner, wartości wyższe zostają uznane za wartości niższe, a niższe za wyższe.

Skąd się bierze taka postawa – pytał Tischner. Ze słabości. Lis nie uznaje tego, że jest mały. Przecież każdy wie, że lisy są wielkie. Zamiast pogodzić się z rzeczywistością, mści się na świecie wartości i przewraca go do góry nogami. Mszcząc się jednak na porządku wartości, mści się w gruncie rzeczy na ludziach, którzy ten porządek reprezentują.

Dlatego jesteśmy świadkami, jak gardzi się dialogiem i kompromisem, wartościami, które są chlebem powszednim w Europie. I krzyczy: „Unia jest wrogiem Polski”, „Unia jest antypolska”. Jest to lęk przed nowoczesnością, której immanentną cechą jest różnorodność. Symbolem tej różnorodności, z odmiennymi ideami, różnymi stylami życia, otwartością, tolerancją, kompromisem, jest Zachód. Taka nowoczesność jest więc gwałtem na nacjonalistycznym i zamkniętym umyśle, który wyznaje jedność i jednorodność.

Resentyment sprawia, że katalog wartości, z których byliśmy dumni i które sprawiały, że inni patrzyli na nas z podziwem – praworządność, tolerancja, kompromis, kreatywność, dialog – zostają odesłane do lamusa. Owocem odwrócenia wartości, jakiego dokonała prawica w polskiej duszy, jest to, że dziś nie trzeba się już wstydzić, iż jest się nacjonalistą, ksenofobem, pieniaczem wymachującym szabelką, politykiem gardzącym Europą czy ministrem mającym w nosie międzynarodowe kompromisy.

By było bardziej perwersyjnie, to prawicowe poczucie dumy dokonuje się przy okrzykach: „Polska wstaje z kolan”. Nie ma znaczenia, że fałszywy „koniec pedagogiki wstydu” w prawicowym wydaniu oznacza realny początek izolacji i marginalizacji Polski w Europie i na świecie.

Koniec pedagogiki wstydu oznacza, że wzorem staje się „dumny Polak”, pełen roszczeń, zawsze gotów do obwiniania innych, a nie siebie, chorobliwie podejrzliwy, przesycony świadomością pokrzywdzenia, niezdolny do osobistych poświęceń. Oto, jak się zdaje, „nowy Polak”, który w końcu został wyzwolony z poczucia wstydu.

***

Czy jednak nacjonalizm, ksenofobia, egoizm, izolacjonizm to wartości, które mogą stać się warunkiem szybkiego rozwoju Polski? Czy bez kulturowej i społecznej modernizacji, mamy szansę zbudować dobre państwo i przyzwoite społeczeństwo? Oczywiście, oba pytania są retoryczne. Na jakich zatem wartościach może się dziś dokonać w Polsce pożądana zmiana kulturowa? Ograniczę się do trzech, które – moim zdaniem – są warunkiem dalszego rozwoju: zaufanie, współpraca i solidarność.

Po pierwsze, zaufanie. Wszystkie badania pokazują, że to wartość absolutnie deficytowa w polskim życiu publicznym. I socjologowie i psychologowie twierdzą, że bez zaufania trudno mówić o przyzwoitym społeczeństwie obywatelskim. Zaufanie – przecież intuicyjnie to czujemy – jest także tańsze niż podejrzliwość: zarówno w relacjach między osobami, jak i w relacjach między obywatelami a instytucjami państwowymi.

Krótko mówiąc: jeśli zaufanie nie stanie się osią relacji międzyludzkich, to można zapomnieć o budowie przyzwoitego społeczeństwa i o szybkim rozwoju.

Po drugie, współpraca. I znów, Polacy po 1989 roku ćwiczyli się w „pedagogice egoizmu i konkurencyjności”. Jeśli nie jesteś konkurencyjny – twierdzono – to wypadasz z gry. Jeśli nie jesteś egoistą, to znaczy, że jesteś naiwny. Ten rodzaj zależności, nie bez racji, nazywa się „wyścigiem szczurów”.

Oczywiście można brać udział w wyścigu szczurów, można go nawet wygrać, ale nie znaczy to, że przestanie się być szczurem. I dziś to nieprzystosowanie do współpracy widać na każdy kroku: poczynając od szkoły, poprzez przedsiębiorstwa, a kończąc na życiu politycznym. Tymczasem jest ona warunkiem zrównoważonego rozwoju.

Dobrym laboratorium takiej współpracy są w Polsce budżety partycypacyjne. Tam bowiem, gdzie ludzie dążą do współpracy ze sobą, wszyscy na tym zyskują. Natomiast tam, gdzie ludzie niemądrze ze sobą konkurują, wszyscy na tym tracą. Współpraca, jeśli myślimy o zmianie kulturowej jako warunku rozwoju, jest lepsza niż zbędna konkurencja.

I last but not least, solidarność. Logika solidarności, pisanej przez małe „s”, znajduje się w przesłaniu świętego Pawła z Listu do Galatów: „jeden drugiego brzemiona noście” (6, 2). Cóż to jednak znaczy? Imperatyw jest prosty: trzeba nieść ciężar drugiego. Jakkolwiek ciężki on by był, nie mogę umyć rąk. Ty i ja. Razem. Razem wyklucza jednocześnie „przeciwko”. Wyklucza: ty przeciwko mnie.

Paradoks sytuacji polega na tym, że nasza historia pokazała, iż solidarność jest lepsza niż egoizm. A mimo to, z przyczyn wciąż dla mnie niezrozumiałych, lekką ręką odrzuciliśmy solidarność na śmietnik historii, co dziś – jak już to lepiej widać – staje się naszym przekleństwem.

Być może się mylę i być może przemawia przeze mnie pragnienie niemożliwego, ale nie będziemy w stanie sprostać wyzwaniom związanym z kryzysem imigracyjnym, kryzysem gospodarczym i kryzysem nowego podziału Europu, jeśli nie uda nam się odnowić wspólnoty. Wspólnoty, która – jak by powiedział włoski filozof Giorgio Agamben – musi dopiero nadejść, wcielając w życie trzy wartości: zaufanie, współpracę i solidarność. Dopiero moment, gdy staną się one osią relacji międzyludzkich, będzie również impulsem do drugiego skoku cywilizacyjnego – społecznego i kulturowego.

Artykuł jest częścią publikacji po X Kongresie Obywatelskim pt. „Na jakich wartościach oprzeć rozwój Polski”. Książka, której patronem jest dziennik „Rzeczpospolita", ukaże się w kwietniu 2016. Książka będzie dostępna w wersji elektronicznej także na stronie: www.kongresobywatelski.pl

Po swoistym „poście od wartości” dziś obserwujemy „głód wartości”. Wynika to z tego, że wyczerpuje się potrzeba modernizacji infrastrukturalnej, polegającej na budowie dróg, mostów, stadionów, kanalizacji. Rewolucja infrastrukturalna, która nadawała kierunek polskim zmianom przez ostatnią dekadę, miała dwa źródła: po pierwsze, przystąpienie Polski do Unii Europejskiej w 2004 roku wiązało się z nadzieją, że zaczniemy właśnie pod tym względem doganiać Zachód. Po drugie, projekt modernizacji infrastrukturalnej stał się znakiem firmowym rządów Platformy Obywatelskiej. I został sprowadzony – co zresztą dało PO drugą kadencję pierwszy raz w historii III RP – do hasła: „Polska w budowie”.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Michał Matlak: Czego Ukraina i Unia Europejska mogą nauczyć się z rozszerzenia Wspólnoty w 2004 r.
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Wolność słowa w kajdanach, ale nie umarła
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: Jak Hołownia może utorować drogę do prezydentury Tuskowi i zwinąć swoją partię
Opinie polityczno - społeczne
Michał Kolanko: Partie stopniowo odchodzą od "modelu celebryckiego" na listach
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kutarba: Dlaczego nie ma zgody USA na biało-czerwoną szachownicę na F-35?
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił