Śmigłowce wrzucone do jednego worka

Jaki cel ma ogłaszanie przetargu, który już na starcie eliminuje niemal wszystkich konkurentów – pyta ekspert.

Publikacja: 19.02.2015 20:00

Śmigłowce wrzucone do jednego worka

Foto: Fotorzepa, Danuta Matloch Danuta Matloch

Niebawem ma się rozstrzygnąć jeden z największych przetargów związanych z wyposażeniem polskich Sił Zbrojnych, w ramach którego Polska zakupi 70 średnich śmigłowców wielozadaniowych za kwotę ok. 11 mld zł. Biorąc pod uwagę chociażby ogromną skalę zakupu finansowanego z kieszeni podatników, warunki przetargu oraz jego realizacji powinny być szczególnie przejrzyste i uczciwe. Niestety, rządowemu przetargowi na śmigłowce daleko jest do spełnienia tych kryteriów.

Wątpliwe kryteria

Trudno nazwać przetarg uczciwym, jeśli sami jego uczestnicy przyznają, że kryteria zostały skonstruowane w taki sposób, że najbliżej ich spełnienia jest tylko jeden z oferowanych w przetargu śmigłowców. Tajemnicą poliszynela jest, że chodzi tu o produkt firmy Airbus Helicopters (dawniej Eurocopter) – śmigłowiec EC725 Caracal. Warto wspomnieć, że chociaż formalnie odmiana ta została oblatana w 2000 r., jest to konstrukcyjnie kolejna wersja śmigłowca Aerospatiale AS 330 Puma oblatanego w 1978 r.

Co więcej, w wielu krajach przegrywał on konkurencję z bardziej udanym radzieckim Mi-8 i jego nowszą odmianą Mi-17. Notabene to właśnie śmigłowce tego typu mają zostać zastąpione w Polsce przez nowy typ.

Nie twierdzę tutaj, że wymagania zostały celowo stworzone pod jedną konstrukcję, ale najwyraźniej ich twórcy zrobili to w sposób nieprzemyślany. Jaki ma bowiem cel ogłaszanie przetargu, który na starcie eliminuje prawie wszystkich konkurentów?

Pomysł MON wygląda tak, jakby LOT, chcąc ograniczyć problemy z obsługą różnych typów samolotów, kupił jumbo jety i latał nimi zarówno do Londynu, jak i Rzeszowa

Przetarg jest niepowtarzalną szansą na wymianę floty śmigłowców w polskiej armii. Kolejnych zakupów nie należy się spodziewać przed upływem kilkudziesięciu lat. Dlatego, biorąc oczywiście pod uwagę względy ekonomiczne, należy wybrać śmigłowce, które optymalnie będą spełniać oczekiwania wszystkich rodzajów wojsk, do których trafią, i zadań, do których mają być przeznaczone.

Chwytliwe hasło

Tymczasem przetarg nasuwa porównanie z za krótką kołdrą: kiedy podciągniemy ją do góry, odsłonimy dół. Dlaczego? Fundamentalnym błędem, co gorsza powtarzającym się po raz kolejny w ostatnich latach przy koncepcji przetargu na śmigłowce, jest kurczowe trzymanie się przez MON wymogu jednej platformy, na której bazować będą zarówno maszyny dla Wojsk Lądowych, Marynarki Wojennej, jak i te realizujące zdania CSAR (Combat Search and Rescue).

Jedna platforma to chwytliwe hasło. Z pozoru oznacza oszczędności, a także prostszą logistykę i szkolenie. Należy wziąć jednak pod uwagę, że nowoczesne lotnictwo wojskowe to bardzo wyspecjalizowana dziedzina. Inne wymagania stawia się przed śmigłowcami dla wojsk lądowych, inne dla marynarki.

Przykładowo, bliźniaczo podobne dla laika amerykańskie black hawki – UH-60 Blackhawk i SH-60 Seahawk – kolosalnie różnią się zastosowanym wyposażeniem. To dwa odrębne typy śmigłowców pomimo zewnętrznego podobieństwa. Różnica to efekt zoptymalizowania ich konstrukcji i wyposażenia do zadań, które mają wypełniać.

Nieoficjalnie się mówi, że MON postawił w przetargu wymóg 50 proc. wspólnych komponentów. To szczególnie problematyczne kryterium w przypadku śmigłowców do zwalczania okrętów podwodnych (ZOP).

Jak wspomniano wcześniej, ze względu na środowisko i charakter działań (możliwość lądowania na okrętach, wyposażenie nawigacyjne, nowoczesne środki wykrywania okrętów i specjalistyczne uzbrojenie) są to zupełnie inne helikoptery niż ich odpowiedniki używane na lądzie.

W rezultacie dobry śmigłowiec ZOP najprawdopodobniej nie będzie w stanie spełnić wymagań MON dotyczących liczby wspólnych komponentów. A dodatkowo, biorąc pod uwagę wymaganą w przetargu maksymalną masę 11 ton (podczas gdy standard to 13–15 ton), mamy duże szanse zamówić za grube miliony substytuty śmigłowców morskich zamiast pełnowartościowych maszyn.

Różne potrzeby, różne maszyny

Większość krajów ze względu na różnice w wymogach i wyposażeniu kupuje inne śmigłowce dla wojska, a inne dla marynarki. Dotyczy to także innych rodzajów wojsk – oddziały specjalne będą wymagać innego rodzaju sprzętu niż inne rodzaje wojsk, które np. chętnie zobaczyłyby większe śmigłowce, takie jak CH-47, AW101, H-92 czy NH90. Niestety, na ich zakup nas nie stać. Rozwiązanie zaproponowane przez MON wygląda tak, jakby LOT, chcąc ograniczyć problemy z obsługą różnych typów samolotów, zakupił jumbo jety i obsługiwałby nimi zarówno loty do Londynu, jak i do Rzeszowa...

Podzielić przetarg na kilka

Najlepszym wyjściem byłoby rozbicie wspomnianego przetargu na dwa albo nawet na trzy typy śmigłowców. Kupując różne typy, nie będziemy płacić za zbędne w danej roli możliwości, które są wymagane w innej. Unikniemy też sytuacji, gdy po – odpukać – wypadku jednego śmigłowca uziemiona zostanie cała ich flota.

Śmigłowcowy przetarg daje szansę na technologiczną rewolucję w polskiej armii. Źle by się stało, gdyby z powodu złej koncepcji i niejasnych wymogów zakończył się zakupem sprzętu, który technologicznie odstaje od światowych trendów.

Nierozsądne byłoby również zmarnowanie 11 mld zł na zakup maszyn, które z powodu wymaganej przez zamawiającego unifikacji, tylko częściowo będą odpowiadać na zapotrzebowania użytkowników z poszczególnych rodzajów wojsk. Po prostu nas na to nie stać.

Autor jest majorem rezerwy, byłym pilotem wojskowym. Obecnie jest publicystą, zastępcą redaktora naczelnego miesięcznika „Lotnictwo" i wykładowcą Collegium Civitas

Niebawem ma się rozstrzygnąć jeden z największych przetargów związanych z wyposażeniem polskich Sił Zbrojnych, w ramach którego Polska zakupi 70 średnich śmigłowców wielozadaniowych za kwotę ok. 11 mld zł. Biorąc pod uwagę chociażby ogromną skalę zakupu finansowanego z kieszeni podatników, warunki przetargu oraz jego realizacji powinny być szczególnie przejrzyste i uczciwe. Niestety, rządowemu przetargowi na śmigłowce daleko jest do spełnienia tych kryteriów.

Wątpliwe kryteria

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację