Artur Bartkiewicz: Pycha kroczy przed Platformą Obywatelską

Pycha gubi w polityce najczęściej partie rządzące, po kilku, usypiających czujność, latach przy władzy. Tymczasem Platformę Obywatelską pycha ma szansę zgubić już po względnym sukcesie w wyborach samorządowych.

Aktualizacja: 23.12.2018 18:03 Publikacja: 22.12.2018 16:47

Artur Bartkiewicz

Artur Bartkiewicz

Foto: Fotorzepa

Politycy PiS na święta rozjechaliby się zapewne w znacznie gorszych nastrojach, gdyby PO swoim zachowaniem w Warszawie nie sprawiła im politycznego prezentu na święta. Oto bowiem najpierw radni PO, którzy przed wyborami ochoczo rozdawali 98-procentowe bonifikaty przy zamianie użytkowania wieczystego na własność, po wyborach równie ochoczo zmniejszyli je do 60 proc. A potem, gdy suweren nieco się oburzył, ze swojej decyzji się wycofali, ale – na co zwróciły uwagę nawet media, które trudno podejrzewać o sympatyzowanie z PiS-em – zrobili to w stylu znanym z obecnego Sejmu. Czyli: my mamy władzę, więc wy siedzicie cicho. W efekcie w Warszawie Markiem Kuchcińskim stała się Ewa Malinowska-Grupińska z PO (a baczni obserwatorzy warszawskiego samorządu twierdzą, że zdarza się to jej dość często), a obrońcami prawa do debaty i demokracji (które to hasło gromko skandowali) stali się radni PiS. Jeśli PiS potrzebował dowodu na to, że PO dziś mówi o demokracji i konstytucji, a jutro będzie rządzić krajem tak samo, jak robi to PiS (tylko – co podkreśla PiS – w interesie innych grup), otrzymał empiryczny dowód na potwierdzenie swojej hipotezy.

Czytaj także: 

PO wciąż jest partią tłustych kotów

Chwedoruk: Platforma popełniła gigantyczny błąd

O Burbonach, gdy powrócili na tron Francji po upadku Napoleona, mówiono że niczego nie zapomnieli i niczego się nie nauczyli. O PO można po tych kilku tygodniach po wyborach samorządowych w Warszawie można powiedzieć to samo – z tym, że Napoleon Platformy wciąż jest raczej Napoleonem spod Austerlitz, niż spod Waterloo.

Co ciekawe PO zdają się najbardziej szkodzić jej najgorętsi zwolennicy – zwłaszcza ci, którzy są jednocześnie liderami opinii publicznej. W takiej sytuacji zaczynają bowiem oni ważyć grzechy PO i PiS i podkreślać, że te drugie są grzechami śmiertelnymi, podczas gdy PO dopuszcza się jedynie grzeszków. Z perspektywy wyborcy PO tak zapewne jest, z perspektywy wyborcy PiS jest zapewne odwrotnie, ale z perspektywy wyborcy, który waha się co zrobić w najbliższych wyborach po tym co zobaczył w Warszawie szale te zaczną się równoważyć . A to znaczy, że po raz kolejny musząc zastanawiać się kto jest mniejszym złem, wielu takich wyborców może zostać w domu. Tymczasem demobilizacja jest śmiertelnie groźna dla Platformy – żelazny elektorat PiS wydaje się karniejszy i liczniejszy niż żelazny elektorat PO. Przy niskiej frekwencji w wyborach parlamentarnych PiS może nawet liczyć na upragnioną większość w kolejnej kadencji Sejmu.

- Umiemy się wycofać, ja osobiście umiem się wycofać i biorę tę odpowiedzialność absolutnie na swoje barki – mówił na wspomnianym wyżej posiedzeniu rady Warszawy Rafał Trzaskowski. To dobrze. Teraz Trzaskowski i Schetyną muszą wreszcie zadbać o to, by jedynym walorem sprawującej rządy Platformy nie było to, że cofa się, gdy posunie się za daleko przekonana o tym, iż wobec zagrożenia PiS-em nie ma dla niej alternatywy. Wojsko, którego główną zaletą jest uporządkowany odwrót, trudno bowiem podejrzewać o zdolność do wygrania jakiejkolwiek bitwy.

Politycy PiS na święta rozjechaliby się zapewne w znacznie gorszych nastrojach, gdyby PO swoim zachowaniem w Warszawie nie sprawiła im politycznego prezentu na święta. Oto bowiem najpierw radni PO, którzy przed wyborami ochoczo rozdawali 98-procentowe bonifikaty przy zamianie użytkowania wieczystego na własność, po wyborach równie ochoczo zmniejszyli je do 60 proc. A potem, gdy suweren nieco się oburzył, ze swojej decyzji się wycofali, ale – na co zwróciły uwagę nawet media, które trudno podejrzewać o sympatyzowanie z PiS-em – zrobili to w stylu znanym z obecnego Sejmu. Czyli: my mamy władzę, więc wy siedzicie cicho. W efekcie w Warszawie Markiem Kuchcińskim stała się Ewa Malinowska-Grupińska z PO (a baczni obserwatorzy warszawskiego samorządu twierdzą, że zdarza się to jej dość często), a obrońcami prawa do debaty i demokracji (które to hasło gromko skandowali) stali się radni PiS. Jeśli PiS potrzebował dowodu na to, że PO dziś mówi o demokracji i konstytucji, a jutro będzie rządzić krajem tak samo, jak robi to PiS (tylko – co podkreśla PiS – w interesie innych grup), otrzymał empiryczny dowód na potwierdzenie swojej hipotezy.

Komentarze
Artur Bartkiewicz: Orędzie Szymona Hołowni. Marszałek Sejmu walczy o polityczny tlen
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Sondaż. Hołownia ma powody do zmartwień dziś. Jutro też nie rysuje się na różowo
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Zamach na Roberta Ficę. Upiorna symbolika po zabójstwie Jána Kuciaka
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Jeśli jest wtorek, to Donald Tusk zestawia PiS z Rosją. Jaki ma cel?
Komentarze
Bogusław Chrabota: Nocny wpis Donalda Tuska. Dlaczego badanie wpływów Rosji jest niezbędne?