Bez wątpienia fałszerz musiałby mieć dostęp do niezwykle precyzyjnych urządzeń, w tym najlepiej laserów o bardzo wysokiej mocy. Tym laserem w warunkach, jakie są dzisiaj niemożliwe do odtworzenia, stworzyłby idealny, daleko bardziej precyzyjny niż fotografia wizerunek człowieka ukrzyżowanego metodą rzymską, przyjętą w czasach panowania cesarza Tyberiusza. Istnieje zupełnie błędne przekonanie, że nasi przodkowie żyjący w średniowieczu mieli więcej wiadomości o epoce antycznej niż my teraz ze względu na krótszy dystans czasu. Nic bardziej mylnego. Jak dowodzi chociażby malarstwo średniowieczne i renesansowe, elity naukowe i artystyczne XII czy XIII w. nie miały pojęcia o szczegółach życia mieszkańców Judei i Samarii w I w. n.e. Dopiero liczne wykopaliska archeologiczne i precyzyjne współczesne badania naukowe ujawniły nam niezwykle skąpy wizerunek tej epoki. Nikt dzisiaj nie może zakwestionować, że postać widoczna na Całunie Turyńskim została umęczona z zastosowaniem rzymskich narzędzi kaźni i ukrzyżowana na sposób rzymski oraz pochowana zgodnie z tradycją obowiązującą Żydów w I wieku n.e. Drobne elementy całunu tworzą obraz zgodny z opisem ewangelicznym.
W 1979 r. dwaj włoscy naukowcy odkryli, że na oczach mężczyzny z całunu znajdują się unikalne monety, których hebrajska nazwa brzmi pruta. Pietro Ugolotii i Giovanni Tamburelli udowodnili, że monety te nazywane po grecku leptonami pochodzą z czasów panowania Tyberiusza i były bite pod rządami Poncjusza Piłata w Judei prawdopodobnie w latach 29–31 n.e. Kiedy odkryto monety, sceptycy autentyczności całunu zacierali dłonie. Na lewym oku postaci z całunu znajdowała się bowiem moneta z leptonem Piłata, bita tylko przez sześć miesięcy w 29 r. n.e., na której umieszczony został napis z dedykacją dla matki cesarza Tyberiusza. Tę monetę znano i była autentyczna. Jednak druga moneta zawierała błąd ortograficzny w greckim zwrocie „Tiberiou Caisaros" – Tyberiuszowi Cezarowi. Zamiast C powinno być K. Czyżby fałszerz się pomylił i nie dopatrzył szczegółu? Nie! Otóż dwa egzemplarze takiej monety odnaleziono w Jerozolimie – zawierały błąd ortograficzny, o którym średniowieczny fałszerz nie mógł wiedzieć, ponieważ zostały one znalezione podczas prac archeologicznych w XX w.
W roku 1982 zagadkę błędu wyjaśnił prof. Francis Filas z Uniwersytetu Loyola w Chicago. Filas zlecił Gamma Laboratorium w Chicago wykonanie fotografii jednego z oczodołów w 25-krotnym powiększeniu, następnie porównał lepton lituus z odbiciem monety w prawym oczodole postaci z całunu. Odnalazł między nimi aż 74 punkty styczne, co bezwzględnie dowiodło, że są to monety bite w tym samym czasie. To jak udowodnienie, że dwa odciski palców są ze sobą całkowicie zbieżne.
Profesor Filas dowiódł, że leptony Piłata biło kilku podwykonawców. Jeden z grawerów popełnił błąd ortograficzny, zapewne z powodu nieznajomości języka greckiego. W ten sposób pozostawił po sobie unikalny dowód ze swojej epoki, coś na wzór znaczka pocztowego z błędnej serii, ukazującego na przykład karawelę z czterema lub pięcioma masztami – obiekt marzeń wszystkich filatelistów. Zatem błąd ortograficzny na monecie okazał się jednym z najbardziej przekonujących dowodów, że mamy do czynienia z tkaniną pogrzebową z czasów Poncjusza Piłata.
Kwiaty wielkanocne
Jednego z najciekawszych odkryć na tym płótnie pogrzebowym dokonał fizyk optyczny Sam Pellicor. Po dokładnej analizie odbicia stóp doszedł do wniosku, że w tym miejscu znajduje się dużo zachowanych cząsteczek wapiennych. Człowiek z całunu miał nimi ubrudzone stopy i nogi. Kiedy szedł na miejsce kaźni, wielokrotnie upadał, a w jego skórę wbijały się okruchy kamieni. Został pochowany nieumyty – zgodnie z opisem.