Wtorek to już ósmy dzień strajku pielęgniarek z warszawskiego Centrum Zdrowia Dziecka (CZD), które domagają się podwyżek i zwiększenia zatrudnienia. Rzecz dzieje się w jednym z największych specjalistycznych szpitali pediatrycznych w Polsce, jednocześnie placówce zadłużonej, którą strajk może doprowadzić nawet do zamknięcia. Dlaczego mimo to pielęgniarki zdecydowały się na odejście od łóżek pacjentów?

Pierwszym i oczywistym powodem są za niskie zarobki. Choć – jak podaje dyrekcja szpitala – pielęgniarki nie powinny mieć powodów narzekać, bo w porównaniu z koleżankami z innych szpitali zarabiają o wiele więcej. I faktycznie tak jest. Jednak nie o same pieniądze tu chodzi. Pielęgniarki alarmują, że jest ich zbyt mało, by zapewnić bezpieczeństwo i właściwą opiekę małym pacjentom. A zarobki w CZD są za małe, by był on atrakcyjnym miejscem pracy. Według ich wyliczeń codziennie brakuje 70 pielęgniarek, zatem bezpieczeństwo pacjentów jest zagrożone nawet bez strajku.

I tutaj dotykamy problemu niemal każdego szpitala w Polsce, gdzie pielęgniarki nie zarabiają jak w CZD niemal 5 tys. zł brutto z nadgodzinami, lecz często niecałe 2 tys. zł na jednym etacie. Skłania je to do pracy na kilku etatach, co kończy się pełnieniem dyżurów 12-godzinnych raz na jednym oddziale, a potem na innym, aby po całej dobie rozpocząć pracę jeszcze na kolejnym. Czy w Ministerstwie Zdrowia, lub w dyrekcjach szpitali ktokolwiek zastanawia się, jaki ma to wpływ na bezpieczeństwo pacjentów? A co mają zrobić kobiety, które pracując sumiennie tylko na jednym oddziale, nie są w stanie związać końca z końcem, nie mówiąc o zapewnieniu godnego życia rodzinie? Takich historii jak opisują pielęgniarki na portalach społecznościowych w ostatnich dniach jest naprawdę wiele.

Jednak zamiast konstruktywnego dialogu, resort zdrowia nie szczędzi pielęgniarkom słów krytyki. – W tym strajku chodzi po prostu o kasę i proszę, żebyśmy nie rozwadniali tego – mówił jeszcze we wtorek rano minister Konstanty Radziwiłł. Nie zostawiając żadnych złudzeń, po której stronie sporu staje.

Mimo zauważalnej gołym okiem niechęci do zajęcia się tym strajkiem, minister postanowił po ponad tygodniu udać się do Centrum, aby osobiście podjąć rozmowę z pielęgniarkami. I to był pierwszy właściwy krok. Drugim było zabranie głosu w sprawie CZD przez premier Beatę Szydło, która wezwała ministra na rozmowę. Zapewniła, że rząd będzie dążył do dialogu opartego na wysłuchaniu postulatów obu stron. A to jest w porównaniu jeszcze z poranną wypowiedzią ministra Radziwiłła istotnie dobra zmiana.