Tak wygląda punkt wyjścia nowych „Piratów z Karaibów", w których powracają motywy z pierwszej części „Klątwa Czarnej Perły". Poza niezastąpionym Johnnym Deppem w roli wiecznie podpitego Jacka Sparrowa na ekranie pojawiają się także dobrze znani Orlando Bloom i Keira Knightley jako Will Turner i Elizabeth Swann, których publiczność pokochała w 2003 r., gdy do kin trafiła spektakularna „Klątwa Czarnej Perły".
W piątej części nastąpiła wymiana pokoleniowa. Protagonistą jest bowiem syn Willa i Elizabeth – nastoletni Henry Turner. Poszukuje Jacka Sparrowa, by z jego pomocą zdjąć klątwę z ojca, który zaginął na morzu. Z czasem dotrze do kapitana, a ten wiadomo... bania od śniadania.
Młody Henry (Brenton Thwaites) dostał w genach niebywałą zdolność pakowania się w tarapaty, dlatego w trakcie poszukiwań wywoła niemało zniszczeń i pozna młodą amatorkę astrologii Carinę Smyth (Kaya Scodelario). Dziewczyna za pomocą map i gwiazd również poszukuje swojego ojca, choć nawet nie wie, kim on jest.
Zmagania młodzieży schodzą jednak na drugi plan, kiedy przerażający duch kapitana Salazara wyruszy, by zemścić się na dowódcy „Czarnej Perły". W hiszpańskiego marynarza wcielił się Javier Bardem, jak zwykle znakomity w roli czarnego charakteru („Skyfall", „To nie jest kraj dla starych ludzi").
W obecnej „Zemście Salazara" dostajemy zatem standardowy pakiet kina familijnego z odpowiednią dawką przygody, romansu, humoru i oczywiście grozy. Szczególne wrażenie robią efekty specjalne oraz cyfrowa postprodukcja filmu. Dzięki nim wybuchy okrętów oraz rozstępujący się ocean wyglądają nadzwyczaj autentycznie.
Co więcej, dzięki technologii zrealizowano także sceny z odmłodzonym o 30 lat Johnnym Deppem, który wygląda jak w 1986 roku, kiedy występował w młodzieżowym serialu „21 Jump Street". Nawet jeśli nie ma w nim lekkości sprzed 15 lat, to nadal zachowuje urok. Nie udaje młodzieniaszka i więcej gra na rubasznych nutach.