Rz: „Naga Normandia" to komedia społeczna. Francuscy reżyserzy znaleźli sposób, by współczesne problemy ująć w sposób lekki. Dany Boon potrafi w komedii obalić stereotypy na temat mieszkańców północnej Francji, Olivier Nakache i Eric Toledano – pokazać problemy emigrantów. Pan zrobił zabawny film o kryzysie na francuskiej prowincji.
Philippe Le Guay: Pewnie teraz takiego lżejszego spojrzenia potrzebujemy. Świat wokół jest trudny i agresywny. Budzę się rano, włączam radio i codziennie sączą mi się w uszy wiadomości o wypadkach, problemach ekonomicznych, terroryzmie, kryzysie uchodźczym. Wieczorem to samo słyszę w telewizyjnych serwisach informacyjnych. Ale w ciągu dnia wychodzę z domu i widzę pary gawędzące w kafejce, barwny tłum pod wieżą Eiffla, światło odbijające się od dachów Paryża. I myślę, że nie wolno odwracać się od ciemnej strony i zawiłości dzisiejszego czasu, ale trzeba też nauczyć się wyławiać z codzienności radość. Czasem w lekkiej formie, pozwalając widzowi się uśmiechnąć, też można powiedzieć coś ważnego.
Skąd u pana, paryżanina od urodzenia, wziął się pomysł, by zrobić film o prowincji?
Jako dziecko i młody chłopak często spędzałem wakacje w Normandii. W wiosce, w której teraz kręciliśmy, mieli dom moi dziadkowie. Po ich śmierci jeździłem tam z matką, poznałem wielu farmerów. Wróciłem do nich po latach z trochę szalonym pomysłem filmowym. I choć nie było łatwo, udało mi się przekonać mieszkańców Mele-sur-Sarthe do naszego wspólnego projektu.
Ci kudzie kupili tę ideę chętnie?