Karaoke i Jaś Maszyna w fabryce Fiata

Nieludzkie normy, ubecja, pokazówki – tak o kulisach pracy we wzorcowej fabryce Fiata w Tychach mówią jej pracownicy

Publikacja: 25.03.2011 20:00

Karaoke i Jaś Maszyna w fabryce Fiata

Foto: ROL

Kiedy w dniu Święta Niepodległości Zdzisław Arlet, członek zarządu Fiat Auto Poland i dyrektor tyskiej fabryki, odbierał na Zamku Królewskim w Warszawie z rąk wicepremiera Waldemara Pawlaka tytuł Znakomitego Przywódcy, grupa kilkudziesięciu mężczyzn w kominiarkach skandowała "Tyran! Dyktator! Do Korei Północnej!". Jeden trzymał transparent z hasłem: "Dla prezesa Fiat cacy, a w zakładzie obóz pracy".

Nie był to polityczny happening, ale demonstracja pracowników fabryki Fiata Auto Poland w Tychach. Dlaczego założyli kominiarki? – Bo ja bym już w zakładzie nie pracował – mówi jeden z demonstrantów.

Cztery miesiące później, 10 lutego, ktoś na dwóch zmianach – nocnej i porannej – zniszczył dziesiątki nowych aut. Na karoseriach odkryto rysy jak od gwoździa, wgniecenia na dachach jak od pięści. – Ludzie w Fiacie od tej "jakości" wariują – mówi jeden z długoletnich pracowników. Sprawę ujawniają dziennikarzom związkowcy z Sierpnia 80. Dyrekcja Fiata zaprzecza, by doszło do sabotażu – wisi nad nią wizerunkowy skandal. Ale dowodem są e-maile, jakie rozsyłają sobie kierownicy zmiany.

Tyska fabryka jest najlepiej ocenianym zakładem Fiata na świecie i największą fabryką tej firmy w Europie.

Wybucha wojna związkowców z dyrekcją. – Przypisali nam ten sabotaż – mówi Franciszek Gierot, szef Sierpnia 80 w tyskim zakładzie.

Tempo na linii

Dyrektor Arlet został Znakomitym Przywódcą za to, że jest "pasjonatem problematyki związanej z procesami opartymi na zarządzaniu poprzez jakość". Jutro będę pracował lepiej, niż pracuję dzisiaj – to jego motto. W fabryce pracuje się w oparciu o cztery modele zarządzania jakością: ISO, TPM, TQM, WCM. – Chce pani usłyszeć, jak to wygląda w rzeczywistości? – wzdycha kolejny pracownik. Żaden nie zgadza się na rozmowę pod nazwiskiem.

– Na auto, to znaczy na jedną operację, mamy półtorej minuty. Nieludzko wyśrubowane normy, więc omija się niektóre procedury – opowiada pracownik nr 1. A i tak robi się szybciej, niż przewidują normy. Opinie załogi o przyspieszeniach tempa na linii produkcyjnej potwierdziła w ubiegłym roku dwukrotna kontrola Państwowej Inspekcji Pracy (z marca i października). "Zawyżone tempo linii może stwarzać zagrożenie wypadkowe" – pisze nadinspektor pracy Andrzej Kamela w uwagach dla zarządu spółki.

Największe ciśnienie w Fiacie jest wtedy, kiedy (a zdarza się to kilka razy w roku) przyjeżdża doradca z Japonii. Załoga nazywa go Jaś Maszyna (od nazwiska Yamachina). Sprawdza jakość i efektywność. – Pokazówka wtedy jest na całego – śmieją się pracownicy, choć wcale nie jest im do śmiechu.

Japoński doradca sprawdza, jak działa WCM – World Class Manufacturing, czyli Produkcja Klasy Światowej. Pracownicy mówią, że WCM przyszedł z zakładów Toyoty.

A w normie WCM nie może być wypadków przy pracy. Zdaniem załogi po prostu się ich nie zgłasza. Pracownik nr 2: – Jak zasłabł jeden przy linii produkcyjnej, to nawet jej nie wyłączyli. Przyszedł kierownik i stwierdził, że linia musi iść, a kolegę odciągnęli na bok.

Gierot potwierdza: – Choć zakład ma własną służbę zdrowia, tak się jakoś dziwnie składa, że wielu ulega wypadkom w drodze z pracy lub do pracy.

Informacje pracowników kontroluje inspekcja pracy. Ich sytuację bada też prokuratura, którą zawiadomili związkowcy.

Strój robotnika musi być czysty i wyprasowany. Jeśli nosi koszulę, a koszula ma guziki, muszą być zapięte wszystkie, pod samą szyję. Pracownik nr 2: – Nawet jak było na hali 36 stopni C, koledzy tak chodzili.

Na podłodze nie może leżeć żadna śrubka, nie można też postawić kubka z wodą, choć latem w hali bywa nawet 40 stopni. "Jaś Maszyna" zarządził, że każdy ma rocznie zaproponować 25 pomysłów na poprawienie jakości pracy. – By temu sprostać, pomysły są więc na przykład takie, żeby pomalować zielone szuflady na niebiesko – kpi pracownik nr 1.

Na koniec roku dokonuje się oceny pracownika. Już na początku roku do kierowników i liderów przyszły e-mailem wytyczne, że 15 proc. załogi ma mieć oceny od 1 do 2 (w skali do 4). – To są potencjalne typy do zwolnienia, choć oceny są przecież subiektywne. Nie mieści się w statystyce, musi wypaść – tłumaczy Gierot.

Może być taki układ?

Nadzór też nie ma jak w raju. Na odprawach kierownik dostaje mikrofon do ręki i tłumaczy się przy setce ludzi, dlaczego miał "scheda". Sched to usterka. – Te odprawy nazywamy karaoke – pracownicy rechoczą. Nr 3 dopowiada: – Odbywa się tam pranie mózgu.

Kierownik musi pięć razy odpowiadać, dlaczego coś tam się stało. To zasada "5 x dlaczego".

Dziś nie trzeba wkradać się do zakładu w Tychach, by usłyszeć, jak tam jest. Pracownicy nagrywają przełożonych na dyktafony w telefonach komórkowych.

Ale nadzór jest ostatnio czujny. Doszło do tego, że ludzie z komórki Repo, która ma być łącznikiem między dyrekcją a pracownikiem (zwana przez pracowników "ubecją"), "rozmawia" z załogą poprzez kartki.

Po zakładzie (a i już w prokuraturze) krąży taka kartka i nagranie ze spotkania 18 lutego (kilka dni po akcji zniszczenia aut).

Repowiec pyta wezwanego pracownika: "Może być taki układ?" i podsuwa mu kartkę z jednym zdaniem: "Ludzie-sabotaż-umowa na czas nieokreślony!". Repowiec proponuje pracownikowi, że da mu dyktafon, by ten nagrywał szefów Sierpnia. Pracownik odpowiada: "Nie da się tego zrobić, ot tak".

Gierot tłumaczy: – Repo podsuwa taką kartkę pracownikom zatrudnionym na czas określony. To oznacza, że jak się wskaże tego, co stał za zniszczeniem aut, może liczyć na stałą umowę o pracę.

W polskim Fiacie pracuje 6,3 tys. osób, z czego 800 na czas określony. Związkowcy twierdzą, że są na podsłuchach.

Dni urlopu zbiorowego

Konflikt ze związkowcami, głównie z Sierpniem, który ujawnił dziennikarzom akcję sabotażową, zaczął się rok temu, gdy minął czas hossy. W 2009 r. Fiat w Tychach pobił rekord – wyprodukował 605 797 samochodów. Kiedy inne zakłady motoryzacyjne padały, fabryka zwiększyła produkcję i zatrudnienie. W 2009 r. przychody ze sprzedaży wyniosły prawie 19, 5 mld zł. – Mówił o nas cały świat, za wzór nas stawiano – mówi pracownik nr 1.

W ubiegłym roku sprzedaż spadła o 65 tys. Choć było tylko dziewięć dni postoju i dodatkowych 17 dni roboczych, spółka Fiat Auto Poland zanotowała stratę w wysokości ponad 81,6 mln zł. Plan co prawda wykonano, ale skoro wynik był gorszy od tego za 2009 r., załoga usłyszała, że pracuje fatalnie.

W grudniu mieli dostać po 600 zł nagrody, ale nie dostali (w 2009 r. było to 1,7 tys. zł). Dyrekcja tłumaczyła, że jest zapaść na rynku sprzedaży aut. Zdaniem pracowników powód jest inny: półtora miesiąca był przestój na nowej linii forda ka, bo Ford nie dogadał się z Fiatem w sprawie nowego silnika tzw. Euro5 i wstrzymano produkcję.

Dyrekcja zaproponowała więc, że załoga odpracuje ten czas w wolne dni lub weźmie urlop bezpłatny (niezgodny z porozumieniem z pracownikami, jakie obowiązuje w Fiacie), by "uelastycznić czas pracy". Załodze przekazano, że to zdanie włoskiego prezesa. – Nie zgodziliśmy się, no i się zaczęło – przyznaje Franciszek Gierot.

W październiku dyrekcja przez radiowęzeł ogłosiła, że skoro związkowcy się nie zgodzili, produkcja zostanie wstrzymana na kilka dni, a pracownicy mają w pierwszej kolejności wybierać urlopy wypoczynkowe. Związkowcy wezwali inspekcję pracy, która zakwestionowała pomysł dyrekcji.

"Wyciągamy ludzi"

Wśród pracowników krąży najświeższy hit: nagranie wykonane telefonem komórkowym przez osobę wezwaną do jednego z kierowników zespołu technologicznego. "Prosto z mostu. Należysz do Sierpnia 80" – mówi J. – "Jest wojna dyrekcji z Sierpniem. Szczerze, brutalnie powiem: wyciągamy ludzi z Sierpnia. Co ty na to?". Pracownik: "Ja zostaję w środku". "Tak? Dobrze. Pamiętaj, tej rozmowy nie było".

Gierot: – Wyciągnęli nam tak już 300 ludzi. Boją się stracić pracę i się wypisują.

10 marca, znów po słabej wypłacie, na porannej zmianie ludzie mówili, że będzie strajk. Stanie linia. – I faktycznie coś dziwnego się zaczęło dziać, bo raz ruszała, a potem stawała – opowiada pracownik z porannej zmiany. Kwadrans po godz. 6 na linię D (montaż główny) wpada kierownik zmiany. Palcem wskazuje na jednego młodego pracownika i krzyczy: "Chcesz być pierwszą ofiarą?".

Dzień później chłopak dyscyplinarnie zostaje wyrzucony z pracy. Za "odmowę świadczenia pracy". Gierot: – To miała być pokazówka. Pracownik jest członkiem związku.

Zapytaliśmy Bogusława Cieślara, rzecznika spółki Fiat Auto Poland, z czego wynika wojna dyrekcji tyskiego Fiata z Sierpniem 80.

– Nie ma żadnej "wojny" dyrekcji tyskiego zakładu z żadnym z ośmiu związków zawodowych działających w Fiat Auto Poland – odpowiada Cieślar.

Według Cieślara pokontrolne wystąpienie PIP nie zawierało ustaleń w zakresie "przekroczeń czasu linii produkcyjnych".

Z czyjego polecenia kierownicy zakładu "wyciągają ludzi z Sierpnia?"– dopytujemy. Cieślar zapewnia: – Nie ma żadnych poleceń "wyciągania ludzi z Sierpnia". Decyzję o tym, czy chce należeć do którejś z organizacji związkowej w Fiat Auto Poland lub z niej wystąpić, podejmuje sam pracownik. Nikt z kierowników niczego nie sugeruje, a tym bardziej nie zmusza w tej kwestii.

Kiedy w dniu Święta Niepodległości Zdzisław Arlet, członek zarządu Fiat Auto Poland i dyrektor tyskiej fabryki, odbierał na Zamku Królewskim w Warszawie z rąk wicepremiera Waldemara Pawlaka tytuł Znakomitego Przywódcy, grupa kilkudziesięciu mężczyzn w kominiarkach skandowała "Tyran! Dyktator! Do Korei Północnej!". Jeden trzymał transparent z hasłem: "Dla prezesa Fiat cacy, a w zakładzie obóz pracy".

Nie był to polityczny happening, ale demonstracja pracowników fabryki Fiata Auto Poland w Tychach. Dlaczego założyli kominiarki? – Bo ja bym już w zakładzie nie pracował – mówi jeden z demonstrantów.

Pozostało 93% artykułu
Kraj
Ćwiek-Świdecka: Nauczyciele pytają MEN, po co ta cała hucpa z prekonsultacjami?
Kraj
Sadurska straciła kolejną pracę. Przez dwie dekady była na urlopie
Kraj
Mariusz Kamiński przed komisją ds. afery wizowej. Ujawnia szczegóły operacji CBA
Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem
Kraj
Afera GetBack. Co wiemy po sześciu latach śledztwa?