Wypadek Szydło: Prokuratura naciąga fakty

Aby wybielić rządową ochronę, prokuratura naciągnęła fakty o wypadku premier w Oświęcimiu.

Aktualizacja: 15.06.2018 07:03 Publikacja: 14.06.2018 19:02

Do wypadku premier Beaty Szydło doszło 10 lutego 2017 roku w Oświęcimiu

Do wypadku premier Beaty Szydło doszło 10 lutego 2017 roku w Oświęcimiu

Foto: Reporter, Jacek Kwiatkowski

Na podwójnej ciągłej, przekraczając dopuszczalną prędkość i bez sygnałów dźwiękowych – tak rządowa kolumna wioząca premier Beatę Szydło poruszała się po Oświęcimiu 10 lutego 2017 r. tuż przed wypadkiem. To ustalenia śledztwa, jakie przez ponad rok toczyło się w Prokuraturze Okręgowej w Krakowie. Sprzeczne wnioski, jakie na bazie zebranych materiałów wysnuła prokuratura, by przypisać winę Sebastianowi K., szokują.

Ani słowa o dźwiękach

Prokuratura uznała, że kierujący seicento Sebastian K. nie zachował należytej ostrożności, skręcając w lewo na skrzyżowaniu w Oświęcimiu, czym nieumyślnie naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu lądowym, i doprowadził do wypadku. Śledczy chcieli, by K. przyznał się do winy bez procesu – w kwietniu skierowali wniosek o warunkowe umorzenie sprawy przeciwko K. Ten jednak odmówił, bo nie poczuwa się do winy.

Zebrane w śledztwie materiały, jakie poznała „Rzeczpospolita", pokazują jednak, że prokuratura mocno nagięła fakty, by wybronić z zarzutów rządową ochronę pani premier – wnioski, które postawiła, wzajemnie się wykluczają.

Jak ustaliła „Rzeczpospolita", wersja funkcjonariuszy BOR, którzy zgodnie twierdzili, że mieli włączone sygnały świetlne i dźwiękowe, nie została potwierdzona w postępowaniu – tak wynika m.in. z wniosku o warunkowe umorzenie sprawy. Co w nim jest?

Na rządową kolumnę, która wymijała seicento składały się trzy auta. Pierwsze jechało bmw, drugie audi wiozące premier Szydło, a trzeci – VW Multivan.

Śledczy ustalili, że Sebastian K. na skrzyżowaniu zatrzymał się i przepuścił bmw.

Prok. Rafał Babiński napisał we wniosku, że K. „świadomie zrezygnował z przysługującego mu pierwszeństwa przejazdu", przepuszczając bmw. Co istotne, prokurator nazwał bmw „pojazdem emitującym sygnały świetlne uprzywilejowania" – słowem nie wspomina o sygnałach dźwiękowych.

Główny zarzut wobec Sebastiana K. sprowadza się do tego, iż nie ustalił, czy „pojazd emitujący sygnały świetlne uprzywilejowania (czyli bmw – red.) jest jeden, czy też? jadą? za nim inne pojazdy". Kontynuował jazdę, nie upewniając się, że droga jest wolna, i „nie ustąpił pierwszeństwa przejazdu kierującemu audi".

Tu pojawia się kolejna sprzeczność. Prokuratura we wniosku nazywa audi (inaczej niż bmw) po prostu „pojazdem".

Dlaczego? Bo – jak się okazuje – audi wiozące premier, wymijając seicento, nie miało „koguta" ani dźwięków – w lusterku Sebastiana K. wyglądało więc jak zwykły, cywilny samochód. Można to zobaczyć na filmiku z prywatnego monitoringu, jaki zaraz po zdarzeniu opublikowała TVN 24. Światła błyskają tylko w pierwszym pojeździe z kolumny (bmw) i ostatnim (czyli VW Multivan).

Materiał nie nagrał dźwięków, ale 11 funkcjonariuszy BOR, zeznając w prokuraturze, miało zapewniać, że sygnały dźwiękowe były włączone.

Prawo o ruchu drogowym mówi wyraźnie, że pojazd uprzywilejowany to taki, który wysyła sygnały świetlne „w postaci niebieskich świateł błyskowych i jednocześnie sygnały dźwiękowe o zmiennym tonie". Zgodnie z przepisami audi nie musiało mieć koguta – ale tylko w sytuacji, gdy było w kolumnie pojazdów uprzywilejowanych.

Ale jak wiemy z tego telewizyjnego nagrania, odstęp pojazdów w kolumnie był za duży – to oraz brak koguta na dachu audi mogło zmylić kierowcę seicento.

Wygląda na to, że materiały śledztwa nie dały prokuratorowi Babińskiemu podstaw do wysnuwania tezy, że kolumna miała włączone sygnały dźwiękowe. A skoro ich nie miała, to nie była kolumną uprzywilejowaną i pierwszeństwo przejazdu miał Sebastian K.

Prokuratura, choć nie dała wiary BOR-owikom, nie wyjaśniła sprzeczności i oskarżyła Sebastiana K. mimo wzajemnie wykluczających się dowodów. Uznała, że rządowa kolumna spełniała wymogi uprzywilejowania na drodze, choć nie miała „dźwięków" (we wniosku o warunkowe umorzenie słowem o nich nie wspomina). Nie oskarżyła funkcjonariuszy o składanie fałszywych zeznań, a wątpliwości rozmyła.

Na podwójnej ciągłej

O tym, że kolumna nie była uprzywilejowana, w opinii prokuratury świadczy też inny fakt, przywołany w materiałach śledztwa.

2 lutego 2018 r. prokurator wyłączył z głównej sprawy obszerne materiały dotyczące ujawnionych „ewentualnych wykroczeń" kierowców pojazdów rządowych – audi, bmw i VW tuż przed wypadkiem. Takich jak: przejechanie podwójnej linii ciągłej (wykroczenie z art. 92 § 1 kodeksu wykroczeń), niedostosowanie się do ograniczenia prędkości (prawo o ruchu drogowym) i spowodowanie na drodze publicznej zagrożenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym (art. 86 § 1 kodeksu wykroczeń).

Co to oznacza? Że prokurator nie uznał kolumny BOR za uprzywilejowaną w ruchu, bo tylko takiej wolno złamać wszystkie te przepisy (przy zachowaniu szczególnej ostrożności).

Wątek wykroczeń skończył się fiaskiem. Powód? Komenda Policji w Oświęcimiu nie zdążyła w siedem dni ocenić materiału dowodowego i musiała umorzyć sprawę.

Jak wiemy, trójka prokuratorów, która od początku prowadziła śledztwo (na finale postępowanie zostało im odebrane po konflikcie z przełożonym), nie zgadzała się, by całą winą za wypadek obciążyć Sebastiana K. – chcieli też uznać, że do kraksy przyczynił się kierowca rządowego audi. Ponadto, śledczy chcieli dogłębnie zbadać wiarygodność funkcjonariuszy BOR, którzy zgodnie zeznali, iż kolumna miała włączone sygnały dźwiękowe – przeczą temu nie tylko relacje bezstronnych świadków. Dziś już wiemy, że BOR-owikom nie uwierzyła również sama prokuratura.

– W świetle tych materiałów oskarżenie kierowcy seicento nie ma prawa utrzymać się w sądzie – ocenia wysokiej rangi prokurator specjalizujący się w katastrofach drogowych.

Nie dziwi decyzja trójki prokuratorów, którzy w finale wyłączyli się ze śledztwa i nie podpisali postanowienia o warunkowym umorzeniu.

Szef prokuratury Rafał Babiński wziął osobistą odpowiedzialność za oskarżenie, które jest pełne luk i sprzeczności. Zapewne wszystkie bezlitośnie wypunktuje obrońca Sebastiana K. ©?

Na podwójnej ciągłej, przekraczając dopuszczalną prędkość i bez sygnałów dźwiękowych – tak rządowa kolumna wioząca premier Beatę Szydło poruszała się po Oświęcimiu 10 lutego 2017 r. tuż przed wypadkiem. To ustalenia śledztwa, jakie przez ponad rok toczyło się w Prokuraturze Okręgowej w Krakowie. Sprzeczne wnioski, jakie na bazie zebranych materiałów wysnuła prokuratura, by przypisać winę Sebastianowi K., szokują.

Ani słowa o dźwiękach

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kraj
Kolejne ludzkie szczątki na terenie jednostki wojskowej w Rembertowie
Kraj
Załamanie pogody w weekend. Miejscami burze i grad
sądownictwo
Sąd Najwyższy ratuje Ewę Wrzosek. Prokurator może bezkarnie wynosić informacje ze śledztwa
Kraj
Znaleziono szczątki kilkudziesięciu osób. To ofiary zbrodni niemieckich
Kraj
Ćwiek-Świdecka: Nauczyciele pytają MEN, po co ta cała hucpa z prekonsultacjami?
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił