Mieszkający obecnie w Rosji były prezydent Ukrainy procesuje się w kijowskim sądzie rejonowym z prezesem jednego z najważniejszych ukraińskich banków państwowych Oszczadbank. Wiktor Janukowycz twierdzi, że został pomówiony przez szefa tego banku, który ostatnio w jednym z wywiadów miał powiedzieć, że były ukraiński prezydent oraz były premier Mykoła Azarow (również uciekł do Rosji) posiadają na rachunkach banku 1,1 mld dolarów. Janukowycz utrzymuje, że te informacje „uderzają w jego reputację", ale nie zaprzecza, że jakieś pieniądze w tym banku rzeczywiście ma.
Tymczasem adwokaci banku uważają pozew Janukowycza za bezpodstawny, gdyż, jak twierdzą, musi udowodnić, że „posiada na Ukrainie reputację". Z tym może być problem, gdyż po trzech latach od jego ucieczki do Rosji opinia Ukraińców na temat byłego prezydenta się nie zmienia: przegrał, stchórzył i uciekł.
– Negatywny stosunek do niego mają nie tylko ci, którzy byli na Majdanie i pamiętają krew. Odwrócili się od niego również jego zwolennicy i współpracownicy – mówi „Rzeczpospolitej" kijowski politolog Wołodymyr Fesenko. – Ten człowiek nie ma żadnej przyszłości politycznej na Ukrainie. Związana z nim historia jest już w archiwum.
Co ciekawie, dobrej opinii Janukowycz nie ma również na wschodzie Ukrainy. Gdy był jeszcze obecny w ukraińskiej polityce, to właśnie Donbas stanowił jego elektoralną twierdzę. Dzisiaj nie może wrócić nie tylko do Kijowa (w procesach, które się toczą, grozi mu tam dożywocie), ale również na tereny kontrolowane obecnie przez prorosyjskich separatystów. Od ponad roku jest tam persona non grata.
– Jest zdrajcą. Miał wojsko i służby specjalne, ale nie walczył z przewrotem państwowym. Mógł przeprowadzić się z Kijowa na południowy wschód, gdzie już zaczynało się narodowe powstanie – mówi „Rzeczpospolitej" Mirosław Rudenko, deputowany parlamentu samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej. – Wybrał tchórzliwą ucieczkę, tak jak i jego towarzysze z Partii Regionów – konkluduje.