"Gazeta Wyborcza" w swoim artykule powołuje się na dokumenty sądowe, z których wynika, że Macierewicz wciąż - przynajmniej formalnie - zasiada w radzie fundacji Luśni. Obecny szef MON nie utrzymuje jednak kontaktów z Luśnią, ponieważ fundacja, od 2004 roku, nie prowadzi żadnej działalności.
Luśnia, były TW, blisko współpracował z Macierewiczem po 1989 roku. Szef MON - jak ustaliła "Gazeta Wyborcza" - posiada 10 proc. akcji w spółce "Dziedzictwo Polskie", która wydawała czasopismo "Głos". W latach 90-tych Luśnia - w tamtym czasie wiceprezes Herbapolu Lublin - bez wiedzy zarządu spółki przekazał pewną sumę pieniędzy "Dziedzictwu Polskiemu". Mimo to na łamach "Głosu" żadna reklama Herbapolu się nie pojawiła - twierdzą dziennikarze "Gazety Wyborczej". Tymczasem szef MON odpowiada: "Robert Luśnia zwrócił się z prośbą o umieszczenie reklam i to zostało wykonane. Działo się to w latach 90, więc w sposób oczywisty nikt nie wiedział, że był on współpracownikiem SB".
Prokuratura zajmowała się niejasnymi transferami pieniędzy z Herbapolu w 2001 roku, ale umorzyła postępowanie.
"Gazeta Wyborcza" pisze również, że oficerem prowadzącym Luśni w SB miał być Józef Nadworski, który - jak twierdzi dziennik - był też oficerem prowadzącym Krzysztofa Ciszewskiego, eksperta zespołu badającego sprawę katastrofy smoleńskiej. "GW" zaznacza jednak, że dowodów na współpracę Ciszewskiego z SB nie ma.
O sprawie dyskutowano m.in. na antenie Radia Zet. - Macierewicz nie może być ministrem obrony. On jest opleciony osobami nie tylko z SB, ale tam w tle jest również GRU - przekonywał poseł PO Andrzej Halicki. - Nie chcę twierdzić, że Macierewicz jest agentem, ale to powinno zostać mocno przecięte – dodał. Sugerował również, że byli współpracownicy SB w otoczeniu Macierewicza "rzucają nowe światło na kwestię wykonania rozwiązania WSI, kiedy ujawniono siatki agentów na Bliskim Wschodzie". - To jest działanie na szkodę państwa. On będzie dalej działał na szkodę państwa? To naraża Polskę na niebezpieczeństwo – przekonywał Halicki.