Atomowe rozdwojenie

Nie można też na siłę łączyć polityki klimatycznej i energetycznej. One mają się zazębiać – mówi Rzeczpospolitej Maciej Bando, prezes Urzędu Regulacji Energetyki.

Publikacja: 05.08.2015 21:00

Atomowe rozdwojenie

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Rz: Małym kamyczkiem wywołał pan lawinę... międzynarodowej krytyki. Mam na myśli pytanie URE do ACER w sprawie niekontrolowanych przepływów prądu na granicy niemiecko-polskiej, które z jednej strony zaburzają pracę naszego systemu, ale z drugiej – wynikają z idei budowania wspólnego rynku energii w UE.

Ten mały kamyk pokazał, że od wielu lat budując wspólny europejski rynek energii nie jesteśmy w stanie się dogadać. Może więc pora wzmocnić siłę naszych argumentów opinią ciała ponadnarodowego czy Komisji Europejskiej. Stąd moje pytanie prawne o zasady handlu obowiązujące na styku systemów. Bo jeśli dziś nawołuje się do budowy transgranicznych połączeń bez zmiany podejścia do tego problemu, to za chwilę będziemy mieli dużo więcej tej krążącej w sposób niekontrolowany energii.

Głosowanie regulatorów poszczególnych państw w tej sprawie przełożono na wrzesień. Dlaczego?

Jest to odpowiedź na prośbę zainteresowanych, którzy chcieli mieć więcej czasu na zapoznanie się z problemem. Temat jest poważny i nie dotyczy tylko Polski, ale też innych krajów np. Czech. To proste pytanie prawne wywołało szereg pytań o wspólny rynek czy naruszanie interesów konsumentów w państwach członkowskich. Dziś te zagadnienia wpisują się w trwającą debatę na temat przyszłej roli ACER i wzmocnienia roli tej instytucji wobec niezależnych regulatorów. Jedno jest pewne - ilość głosów, które zapisały się do tej dyskusji (oprócz bezpośrednio zainteresowanych stron 12 przedstawicieli państw członkowskich), którą wywołaliśmy świadczy o tym, że jest to sprawa precedensowa. Ostatecznie zdecyduje procedura demokratyczna.

Czy w naszym interesie jest scedowanie tych kompetencji – jak chce KE – na poziom europejski czy nawet regionalny i otworzenie granic dla płynącego prądu?

Regulator nie jest od tego, by mówić czy coś jest w interesie kraju czy nie. Od tego jest rząd, który wyznacza ramy prawne działania URE. My co najwyżej możemy wskazywać, gdzie te interesy są naruszane. Z wyrażeniem swojej opinii wstrzymam się do czasu, aż zrobi to rząd czy branża energetyczna. Bo moją rolą jest równoważenie interesów wytwórców produkujących energię przy określonych kosztach z korzyścią zapewnienia konsumentom prądu po jak najniższej cenie. Muszę więc wziąć pod uwagę także opinie mówiące, że po otworzeniu połączeń transgranicznych popłynie do odbiorców tania niemiecka energia, której sprowadzeniem powinniśmy być zainteresowani, gdy myślimy tylko i wyłącznie o koszcie energii.

Nie da się pogodzić jednego z drugim. Odbiorcy chcą taniego prądu, dlaczego więc nie wziąć go z Niemiec?

Mitem i zbyt daleko idącym uproszczeniem jest twierdzenie, że import energii z Niemiec będzie miał pozytywny wpływ na polskiego konsumenta. U naszych sąsiadów prąd z wiatraków jest tańszy tylko w pewnych konkretnych godzinach. Poza tym nie możemy sprowadzać dyskusji do ceny tzw. czarnej energii. Bo odbiorcy ponoszą koszty jej zakupu wraz z doliczonymi podatkami czy opłatami stanowiącymi wsparcie państwa.

Dziś trudno jest przymknąć oko na to, że każdy kraj członkowski prowadzi inną politykę wspierania swojej energetyki i energochłonnego przemysłu. Jeśli więc mamy w przyszłości dyskutować nad wspólnym rynkiem energii, należy podjąć najpierw kwestie ujednolicenia systemów wsparcia i rozwiązać problem usług systemowych.

Nasz rząd ma w tej kwestii jasne stanowisko – musimy się samobilansować, co stoi w sprzeczności z dążeniami KE, by uzupełniać niedobory mocy w ramach regionów, a nie budować niepotrzebnie elektrownie w każdym kraju.

URE bierze udział w konsultacjach dotyczących tzw. pakietu letniego, w którym pokazano te dążenia. Dlatego chcę powiedzieć z całą mocą: nie możemy całkowicie zastąpić rodzimej produkcji importem. Import może być tylko dodatkiem. Niewyobrażalne dla mnie jest zamykanie kopalni czy wykorzystujących węgiel elektrowni. Nie jesteśmy fanatycznymi zwolennikami tego, by za cenę czystego powietrza bezgranicznie oddać się we władanie wiatru i słońca. Nie można też na siłę łączyć polityki klimatycznej i energetycznej. One mają się zazębiać. Jeśli będziemy je utożsamiać, to sprowadzimy naszą gospodarkę do turystyki oraz czystego powietrza i wody. Bo przecież polityka energetyczna jest w każdym kraju pochodną polityki gospodarczej.

Czyli konieczne są nowe inwestycje np. w Ostrołęce?

Regulator nie jest od tego, by wskazywać potrzebę realizowania konkretnych projektów. Ale z całą pewnością – co sygnalizują wytwórcy – w kolejnych latach powinniśmy liczyć się z większym zapotrzebowaniem na moc niż jeszcze dwa lata temu prognozowaliśmy. A to oznacza, że trzeba myśleć o nowych inwestycjach. Dziś nie mamy technologii konwencjonalnych, które pozwoliłyby na czystsze produkowanie np. z węgla, który zawsze będzie emisyjny. Paradoksalnie najbardziej przyjazny środowisku - obok OZE - jest atom, którego jestem zwolennikiem.

Zatem muszą pana niepokoić coraz to nowe, bardziej odległe terminy oddania do użytku pierwszego bloku jądrowego w Polsce.

One mnie niepokoją o tyle, że muszę coraz głośniej mówić o zbliżającym się niebezpiecznym dla systemu momencie. Ale rękę na tym czerwonym guziku trzyma Minister Gospodarki i PSE, które to instytucje są odpowiedzialne za bezpieczeństwo energetyczne . Martwi mnie natomiast to, że nie jesteśmy w stanie określić w sposób rzeczowy i spokojny czy mamy budować elektrownię jądrową i w jakim harmonogramie. Czasem odnoszę wrażenie, że choć nadal chcemy realizować projekt atomowy, to równocześnie boimy się, że nie wypada tego robić.

Jeśli mamy budować, to już teraz trzeba podejmować decyzje. Problem w tym, że energetyka się nie kwapi do kolejnych inwestycji przy tak niskiej cenie energii, tym bardziej że już wydaje miliardy nowe moce.

Faktem jest, że przed realizacją jakiegokolwiek projektu trzeba zadać sobie pytanie czy on na siebie zarobi. Dziś cena energii nie jest na tyle atrakcyjna, by w sposób odpowiedzialny odpowiedzieć na nie twierdząco. Należy jednak wziąć pod uwagę opłacalność inwestycji nie na dzień dzisiejszy, ale za kilka lat. Bo tyle mniej więcej potrzeba od pomysłu do oddania pierwszej megawatogodziny do sieci. Według tego, co sygnalizuje PSE, poziom rezerwy w kolejnych latach się skurczy, co oznacza wzrost cen i powrót na ścieżkę opłacalności inwestycyjnej.

Nie jeśli otworzymy się na tańszy prąd z importu, nawet w proponowanej przez KE ilości.

Jeśli mamy się wesprzeć importem w ramach dywersyfikacji koszyka dostaw prądu, to nie ma w tym nic złego. Gorzej by było gdybyśmy zdecydowali się nie produkować, a wszystko sprowadzać. Musimy pamiętać, że nasi sąsiedzi z Zachodu czy Południa za chwilę także staną przed problemem deficytu mocy i nie będą mieli odpowiednich rezerw, by energię eksportować. Wtedy ich rządy i przedsiębiorstwa energetyczne, kierując się nacjonalistyczną zasadą zapewnienia bezpieczeństwa produkcji i dostaw swoim obywatelom i przemysłowi – w czym nie ma niczego negatywnego - najpierw będą zaspokajać wewnętrzne potrzeby.

Czy bezpieczeństwo można zatem pogodzić z konkurencyjnością rynku?

Budujemy rynek energii elektrycznej od 10 lat na obecnych zasadach. Chociaż założenia mówiły, że integracja będzie postępować szybciej np. w zakresie wdrażaniu kodeksów sieciowych czy przesyłu energii, to nie jest tak źle. Trochę nam jeszcze zostało, by zakończyć wdrażanie tzw. trzeciego pakietu energetycznego. Dlatego uważam, że najpierw powinniśmy zakończyć ten etap, zobaczyć jak ten rynek funkcjonuje i dopiero potem brać się za tworzenie nowego rozdziału. Dziś mamy do czynienia z sytuacją, w której chcemy odłożyć na półkę jeszcze nie przeczytaną książkę i rozpocząć następną. To nie znaczy, że KE zbyt wcześnie wyznacza pewne kierunki, bo dokumenty strategiczne muszą być poddane dyskusji. Nie można tylko tworzyć przyszłości tego rynku w oderwaniu od tego, co zostało wypracowane do tej pory. Jeśli tak zrobimy to kolejne branże energochłonne będą wynosić się nie tylko z Polski, ale z całej Europy jak miało to miejsce w przypadku produkcji aluminium, której stworzono dobre warunki rozwoju w Ameryce Południowej.

Jeśli mówimy o bezpieczeństwie energetycznym to ten temat pojawiał się ostatnio często w kontekście sprzedaży PKP Energetyka podmiotowi prywatnemu.

Według mnie nadinterpretacją jest twierdzenie, że sprzedaż PKP Energetyki doprowadzi do niedobrych skutków w kontekście zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego. Bo jak rozumiem, głównym klientem tej spółki jest grupa PKP. A więc niech na pytanie o zagrożenia dla dostaw energii i usług utrzymania trakcji odpowiada ów klient. PKPE w rękach prywatnego podmiotu, a nie jako część jednej z grup energetycznych pod kontrolą Skarbu Państwa, jest rzeczywistym dla nich konkurentem. Pozostaje podmiotem, który może „podgryzać" gigantów., To komfortowa sytuacja jeśli chodzi o zachowanie zasady rozdziału obszarów sprzedaży od dystrybucji, nad którą musiałbym się zastanawiać, gdyby spółkę kupiła któraś z dużych polskich grup energetycznych.

Rz: Małym kamyczkiem wywołał pan lawinę... międzynarodowej krytyki. Mam na myśli pytanie URE do ACER w sprawie niekontrolowanych przepływów prądu na granicy niemiecko-polskiej, które z jednej strony zaburzają pracę naszego systemu, ale z drugiej – wynikają z idei budowania wspólnego rynku energii w UE.

Ten mały kamyk pokazał, że od wielu lat budując wspólny europejski rynek energii nie jesteśmy w stanie się dogadać. Może więc pora wzmocnić siłę naszych argumentów opinią ciała ponadnarodowego czy Komisji Europejskiej. Stąd moje pytanie prawne o zasady handlu obowiązujące na styku systemów. Bo jeśli dziś nawołuje się do budowy transgranicznych połączeń bez zmiany podejścia do tego problemu, to za chwilę będziemy mieli dużo więcej tej krążącej w sposób niekontrolowany energii.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację