Prof. Adam Witkowski: Równe dzielenie biedy

Jeżeli pieniądze zaoszczędzone na zabiegach znikną z kardiologii, nie będziemy mogli leczyć tak, jak powinniśmy – mówi prof. Adam Witkowski.

Aktualizacja: 21.07.2016 20:49 Publikacja: 21.07.2016 19:54

Prof. Adam Witkowski: Równe dzielenie biedy

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Rz: W niedawnym wywiadzie dla „Rzeczpospolitej" wiceminister zdrowia Krzysztof Łanda bronił obniżenia procedur inwazyjnych w kardiologii, tłumacząc, że opierały się one na cenach sprzed dziesięciu lat, kiedy stenty kosztowały nawet dziesięć razy drożej.

Adam Witkowski: Rzeczywiście, stenty uwalniające leki, które weszły do użytku na początku ubiegłego wieku, kosztowały 11–12 tys. zł, ale ceny zaczęły szybko spadać. Tyle że stwierdzenie pana ministra, że ich dzisiejsze ceny wahają się między 1000 a 1500 zł, to półprawda, która wprowadza zamieszanie. Klasyczne stenty metalowe uwalniające leki kosztują nawet 900 zł, te nowej generacji – ok. 1500 zł, ale stenty biodegradowalne uwalniające leki osiągają już ceny 4000 zł. Tyle że to nie stenty odgrywają główną rolę w wycenie procedury. Tak było kiedyś. Dziś stanowią tylko 10 proc. jej wyceny.

Za co więc płaci NFZ?

Główną część kosztów związanych z procedurą stanowi amortyzacja aparatury, koszty ogólne, na które składa się ogrzewanie, gaz, elektryczność, opłaty związane z funkcjonowaniem szpitala i przede wszystkim wynagrodzenia dla personelu. Do zabiegu angioplastyki wieńcowej potrzebne jest minimum pięć osób – lekarz, dwie pielęgniarki, technik elektrokardiologii i salowa. Można się zgodzić z panem ministrem, że niektóre procedury były przeszacowane, jeśli odnosić to do ceny stentu, ale nadwyżka opłacała pracę personelu, a także inne formy leczenia w kardiologii inwazyjnej i zachowawczej. Ponadto trzeba pamiętać, że w kardiologii inwazyjnej wykonywanych jest wiele procedur w ogóle nieujętych w jednorodnych grupach pacjentów (JGP) i ich koszty nie są szpitalowi zwracane przez NFZ. Należy do nich wiele zabiegów, jakie wykonujemy z użyciem dodatkowych urządzeń, takich jak balony uwalniające leki czy rotablacja, czyli wiertło używane przy bardzo zwapniałych zmianach w tętnicach wieńcowych, które nie dają się poszerzyć za pomocą balonów. Coraz częściej jesteśmy zmuszeni do ich stosowania, bo mamy coraz większy odsetek ludzi starszych, którzy mają wielonaczyniową chorobę wieńcową, z rozsianymi i zwapniałymi zwężeniami. Ministerstwo zapewne o tym nie wiedziało... Obawiamy się, że jeżeli pieniądze, które zostały zaoszczędzone na zabiegach interwencyjnych, znikną z kardiologii, nie będziemy mogli ich leczyć tak, jak powinniśmy.

Ministerstwo przekonuje, ze nadwyżka zasili kardiologię zachowawczą i leczenie pacjentów z już udrożnionymi tętnicami, a więc także i tych, o których pan mówi.

To prawda. Część pieniędzy zaoszczędzonych na procedurach zostało wprowadzonych do leczenia niewydolności serca, ale zintegrowanej opieki nad chorym, o której tyle się mówi, wciąż nie ma i najwcześniej zostanie wprowadzona od 1 stycznia 2017 r. Prezes Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego (PTK) prof. Piotr Hoffman zaproponował ministrowi Radziwiłłowi, że złożymy do ministerstwa i AOTMiT program Kardiologia 2017 plus – cały katalog procedur i całościowej opieki nad pacjentem w perspektywie wieloletniej, co w tej chwili w ogóle nie jest refundowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Chcieliśmy pokazać, jakich chorych będziemy leczyć i w jaki sposób na przestrzeni kilku–kilkunastu lat. Coraz częściej będą to ludzie starsi. Gdy słyszę, że trzeba zabrać pieniądze z kardiologii interwencyjnej, bo tam są przeszacowane procedury i świetnie się dzieje, a przesunąć na inne dziedziny medycyny, bo tam jest źle, to myślę, że niekoniecznie oznacza to, że tam się istotnie poprawi, za to tu może się zepsuć. To próba równego dzielenia biedy, a wiadomo, że w całym systemie ochrony zdrowia w Polsce jest za mało pieniędzy, bo wydajemy 4,5 proc. PKB na głowę mieszkańca, a średnia europejska to 8. Nie widać, by robiono ruchy w kierunku dołożenia do tego chronicznie niedofinansowanego systemu.

Ministerstwo twierdzi, że obniżka wycen oparta została na rzetelnych wyliczeniach opartych na HTA (Health Technology Assessment), czyli ocenie technologii medycznych.

HTA składa się z trzech części – oceny efektywności klinicznej danej metody leczenia czy danego urządzenia opartej na analizie Evidence Based Medicine, czyli klinicznych badań randomizowanych, na analizie ekonomicznej opartej na zasadach farmakoekonomiki i budget impact, czyli wpływie wprowadzonej nowej technologii leczenia na budżet płatnika, w przypadku Polski – NFZ. O ile uważam, że sama zasada jest słuszna, o tyle dalsze obniżanie ceny stentów, które i tak są dość niskie, może przynieść niewielki pożytek. A jeżeli chorzy, co jest założeniem nowelizacji ustawy o refundacji, będą musieli dopłacać do niektórych urządzeń, to postawi ich w sytuacji niedobrej, a lekarzy w sytuacji niezręcznej.

Usprawiedliwiając zmiany, ministerstwo podpiera się wynikami raportu NIK na temat sytuacji w kardiologii.

Raport stwierdził, że procedury kardiologii zachowawczej są niedoszacowane i należy przenieść część pieniędzy z kardiologii interwencyjnej do zachowawczej. Ale NIK uczciwie zauważył, że leczenie interwencyjne, w przeciwieństwie do zachowawczego, zmniejsza śmiertelność. Naszym zdaniem przenoszenie z procedur, które są bardzo efektywne, do procedur nieefektywnych, jest wysoce nieracjonalne.

Raport pokazał też, że ośrodki prywatne wyłuskują wysoko wycenione procedury kardiologii inwazyjnej, nie zapewniając kontynuacji leczenia. Zgodnie z wyliczeniami NIK w ośrodkach niepublicznych procedury inwazyjne stanowiły od 81 do 99 proc. wszystkich świadczeń kardiologicznych, a w publicznych od 31 do 81 proc.

Tak, dlatego że ośrodki publiczne to przeważnie duże szpitale, które zajmują się nie tylko kardiologią. W narracji ministerstwa ośrodki prywatne przedstawione zostały jako źli kapitaliści. Tylko że jeżeli pozamykają się ośrodki prywatne, otwierane w miejscach, w których państwo nie chciało otwierać szpitali publicznych świadczących takie usługi, to gęsta sieć leczenia ostrych zespołów wieńcowych w Polsce się rozgęści i chorzy nie dotrą na czas do pracowni hemodynamicznej. Wydłuży się więc okres dotarcia do szpitala z małego miasteczka czy ze wsi i chorzy albo umrą, albo dotrą zbyt późno, by można im naprawdę pomóc. Angioplastykę w ostrym zawale serca zrobić można zawsze, tylko jeśli się ją robi w ciągu kilku godzin, to nie dochodzi do uszkodzenia serca, a jeśli się ją robi powyżej sześciu czy dwunastu godzin, to coś tam się ratuje, ale jednak serce jest uszkodzone. To prawda, że w małych ośrodkach niepublicznych skupiono się na kardiologii interwencyjnej, ale stało się tak dlatego, że w pierwszych latach XXI wieku była potrzeba, by leczyć przede wszystkim ludzi z ostrymi zespołami wieńcowymi, bo sytuacja była wtedy tragiczna. Ludzie umierali z powodu zawałów, co teraz zdarza się o wiele rzadziej. Nie chcemy chyba wrócić do tamtych czasów?

prof. Adam Witkowski jest kierownikiem Kliniki Kardiologii i Angiologii Interwencyjnej Instytutu Kardiologii w Aninie

Rz: W niedawnym wywiadzie dla „Rzeczpospolitej" wiceminister zdrowia Krzysztof Łanda bronił obniżenia procedur inwazyjnych w kardiologii, tłumacząc, że opierały się one na cenach sprzed dziesięciu lat, kiedy stenty kosztowały nawet dziesięć razy drożej.

Adam Witkowski: Rzeczywiście, stenty uwalniające leki, które weszły do użytku na początku ubiegłego wieku, kosztowały 11–12 tys. zł, ale ceny zaczęły szybko spadać. Tyle że stwierdzenie pana ministra, że ich dzisiejsze ceny wahają się między 1000 a 1500 zł, to półprawda, która wprowadza zamieszanie. Klasyczne stenty metalowe uwalniające leki kosztują nawet 900 zł, te nowej generacji – ok. 1500 zł, ale stenty biodegradowalne uwalniające leki osiągają już ceny 4000 zł. Tyle że to nie stenty odgrywają główną rolę w wycenie procedury. Tak było kiedyś. Dziś stanowią tylko 10 proc. jej wyceny.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację