Najbardziej oberwać mogą po kieszeni jednoosobowe firmy korzystające z 19-proc. stawki podatku, ponieważ zdaniem rządowych planistów to zwykli pracownicy działający samozatrudnienia, którzy powinni być opodatkowani tak jak etatowcy. Ciekawe, czy rząd sprawdził, jak naprawdę wygląda struktura jednoosobowych firm. Okazuje się, że osoby świadczące jako firma swoje usługi dawnemu pracodawcy są w tej grupie w zdecydowanej mniejszości – jest ich góra 8 proc.

Rząd powinien się w końcu zebrać na odwagę i powiedzieć wprost, że całe to gadanie o jednolitej daninie ma tylko jeden cel: ściągnąć jak najwięcej pieniędzy do kasy ZUS, aby uchronić tę instytucję przed upadkiem. Jednocześnie powinien wyjaśnić obecnym 20-, 30- czy 40-latkom, że zapłacą teraz więcej, aby wystarczyło na emerytury wypłacane na bieżąco, ale gdy sami pójdą na emeryturę, zwrotu składek w postaci świadczenia prawdopodobnie nigdy nie ujrzą na oczy. Zanim zakończą pracę, system padnie z hukiem.

Właśnie dlatego niektórzy wybierają samozatrudnienie. Płacą mniej składek, ale myślą o przyszłości, np. spłacają mieszkanie, które kiedyś będą mogli sprzedać i na starość pieniądze przeznaczyć na swoje utrzymanie.

Opinie, że nie ma co liczyć na jakiekolwiek świadczenia z ZUS, słyszę coraz częściej, ale bynajmniej nie ze strony rządzących. Ci tylko wszystkich podejrzewają o oszukiwanie, mimo że osoby płacące dziś małe składki biorą ryzyko na siebie. Dlaczego zamiast mówić o podejrzanych mikrofirmach, nikt nie zabierze się do finansowego woru bez dna, czyli KRUS? Może w końcu ktoś sprawdzi, ilu jest tam prawdziwych rolników, a ile osób uciekających przed wyższymi składkami ZUS. Samozatrudnieni są dla rządu wdzięczniejszym celem ataku niż rolnicy.