Tam, gdzie bezrobocie jest najniższe, czyli generalnie w zachodniej części kraju, ze znalezieniem pracy zazwyczaj nie ma kłopotów. Z kolei na wschodzie, gdzie chętnych do podjęcia zatrudnienia jest więcej, miejsca pracy nie powstają tak szybko. Problem załatwiłoby przeniesienie pracowników ze wschodu na zachód, ale pracodawcy nie mają ochoty płacić im na tyle więcej, aby przeprowadzka za pracą miała sens.

Nie ma się co oburzać, że Polacy są mało mobilni. Zazwyczaj osoby niewiele zarabiające trzyma na miejscu dom czy mieszkanie – dzielone z rodziną, odziedziczone czy otrzymane z gminy. Im nie można powiedzieć: jedźcie za pracą, bo nie będzie ich stać na wynajęcie jakiegokolwiek lokum. Szanse na otrzymanie mieszkania komunalnego są zazwyczaj bliskie zeru, trzeba się liczyć z co najmniej kilkuletnim oczekiwaniem. Kto będzie w stanie podjąć takie ryzyko, zwłaszcza jeśli w rodzinie są dzieci?

Krąg się zamyka, wszystko załatwiłaby większa otwartość firm na inwestowanie w słabiej rozwiniętych częściach kraju. Stan dróg się poprawia, łatwiej o ręce do pracy, a nawet jeśli lokalny popyt na wytwarzane dobra będzie słabszy, to przecież w dzisiejszych realiach na takie projekty trzeba patrzeć znacznie szerzej. Produkcja budowanych w Polsce zakładów i tak często w 90 proc. trafia na eksport. Oczywiście to bliskość naszego największego partnera handlowego, czyli Niemiec powoduje, że atrakcyjność inwestowania w zachodnich województwach rośnie. Jednak przy rozwijającej się sieci dróg szybkiego ruchu robienie tego samego na wschodzie kraju ma nie mniejszy sens. Na pewno łatwiej – i pewnie taniej – będzie tam skompletować załogę.