Taki poziom bezrobocia oznacza po prostu, że bez pracy są osoby, które po prostu nie mają zamiaru podjąć zatrudnienia. Przeszkodą nie jest brak ofert, z wielu możliwych powodów wolą tego nie robić. Obecne dane dla Polski są faktycznie coraz lepsze, ale zazwyczaj diabeł tkwi w szczegółach. Średni poziom jest w porządku, ale dalej są regiony, gdzie bezrobocie jest dwucyfrowe.

Tam ludzie chcą pracować, a z racji braku ofert są zmuszeni do zatrudnienia na czarno czy za skandalicznie niskie wynagrodzenie. To właśnie pracodawcy oferujący tak niskie stawki są największym problemem. Gdyby statystyki dalej poprawiały się w takim tempie, nie będą mieli oni jednak wyjścia i w końcu zostaną zmuszeni do podwyżek – albo po prostu znikną, bo nikt nie będzie chciał u nich pracować.

Rynek pracownika widać na razie w dużych miastach i oby za jakiś czas dotarł też do mniejszych. Wyższe wynagrodzenie to nie tylko koszt. Lepiej opłacana osoba płaci wyższe podatki, więcej wydaje na konsumpcję – gospodarka tylko zyska, firmy też.

W niedawno ogłoszonym raporcie SEDA firma Boston Consulting Group pochwaliła Polskę za najszybszą w Europie poprawę jakości życia. Z małym, a może wcale nie takim drobnym ale. Najgorsze oceny zebraliśmy za rynek zatrudnienia i wysokość wynagrodzeń. Mówiąc wprost – na tle Europy pracujemy więcej, ale dostajemy za to dużo mniej. Nawet uwzględniając siłę nabywczą i lokalny poziom cen, Polaka stać na wiele mniej niż mieszkańców państw zachodnich. Czas to zmienić.