Przyjmijmy, że Polska po uzyskaniu korzystnego offsetu kupi jednak caracale od francuskiego Airbusa. Zasadne będzie wówczas pytanie o kondycję zakładów w Mielcu i Świdniku oraz o przyszłość ich załóg. Jeżeli natomiast Polska z caracali się wycofa, to oprócz kwestii kar, jakie trzeba będzie zapłacić Francuzom, istotną kwestią stanie się wyplątanie z kompromitacji, która stanie się udziałem MON i polskich władz. Nie mówiąc już o kwestiach politycznych. Już od dłuższego czasu podczas nieoficjalnych rozmów z Francuzami można usłyszeć nutę pretensji, że rezygnacja ze sprzedaży mistrali Rosjanom nie spotyka się z odpowiednim rewanżem z naszej strony.

Przetarg śmigłowcowy od samego początku był obarczony błędami. Bodaj najpoważniejszym był wymóg jednolitej platformy dla maszyn, które miały wykonywać różne zadania. Były też inne wymogi, które wywoływały konsternację wśród producentów. W dodatku wybrano produkt koncernu, który jako jedyny z oferentów nie ma w Polsce zakładów produkujących śmigłowce.

Oczywiście, trzeba się zastanowić, jak tego typu sytuacji uniknąć w przyszłości podczas realizacji kolejnych etapów programu modernizacji technicznej naszej armii. Natomiast teraz należy podjąć trudne, jak wspomniałem, ale konieczne decyzje dotyczące śmigłowców. To jasne, że o losie przetargu wartego kilkanaście miliardów złotych nie można decydować pochopnie. Ale od momentu ogłoszenia wyboru caracali minął już ponad rok. Rok, podczas którego trwały negocjacje offsetowe i ostra przepychanka wśród producentów. I kolejny rok niepewności, kiedy i jakie maszyny trafią do naszej armii. Pytanie, czy stać nas na luksus czekania przez kolejne lata, do momentu kiedy stary sprzęt używany przez wojsko kompletnie się rozsypie.