Oczywiście sceptycy mogą narzekać, że ten nasz sukces jest już mniej zauważalny na tle całego potężnego światowego przemysłu gier. Ale taka już rola sceptyków, zawsze narzekają.

Rozwój przemysłu gier w naszym kraju, poza licznymi korzyściami biznesowymi, uczynił jeszcze jedno – pokazał, jak wielkie znaczenie ma wyrafinowany, nowoczesny przemysł rozrywkowy. To już nie mało poważna zabawa młodych ludzi wpatrzonych w ekrany komputerów lub coraz częściej smartfonów. To ciężkie pieniądze, które ci ludzie potrafią wyprodukować. Tego się nie da traktować z przymrużeniem oka.

Przyznam, że na tym tle pewne zdziwienie może budzić zaangażowanie państwa we wspieranie tego sektora. Najpewniej wynika ze szlachetnych pobudek, aby wspierać rozwój branży, w której jesteśmy nieźli. Ale po co? Może to prowadzić do pojawienia się mechanizmu, który stanowi częstą skazę w życiu start-upów. Mianowicie wyścig zaczyna się toczyć nie o rozwój firmy, ale lepsze „dojście" do publicznych pieniędzy. A samo finansowe wsparcie może się wiązać z chęcią sterowania sektorem i wyznaczaniem własnych reguł – nomen omen – gry.

A te pieniądze mogą się przydać gdzie indziej. W moim przekonaniu jednym z największych wyzwań, które pojawią się przed sektorem – całym, nie tylko producentów gier, ale także dystrybucji – dotyczy jego ciemniejszej strony, czyli uzależnień. Ten problem będzie narastał. I najprawdopodobniej już wkrótce przed branżą i wspierającymi ją instytucjami stanie problem, za czyje pieniądze z nim walczyć.