Jak rząd słucha doradców podatkowych, mam lepiej jako doradca, ale gorzej jako przedsiębiorca. Ponieważ robię różne rzeczy, jest mi obojętne, kogo słucha rząd. Zachodzę jednak w głowę, dlaczego rząd woli słuchać doradców podatkowych niż przedsiębiorców. Przecież jak minister jest głodny, chce się ubrać albo kupić telewizor, nie idzie do kancelarii podatkowej, tylko do sklepu. Zdumiewa mnie więc, że chce, aby handlowcy zamiast koncentrować się na tym, jak go najlepiej i najtaniej obsłużyć, musieli łazić po kancelariach podatkowych.

W przypadku ministrów finansów można to jeszcze zrozumieć – wielu wcześniej było lub później zostawało doradcami podatkowymi. Ale dlaczego słuchają ich też premierzy? Można przyjąć, że słuchają po prostu swoich ministrów finansów. Ja bym jednak zalecał posłuchanie przedsiębiorców. Że będą oni lobbować w swoim interesie? Przecież doradcy to też swojego rodzaju przedsiębiorcy. Sprzedają usługi doradztwa w zakresie przestrzegania prawa, które współtworzą. Więc co niestosownego byłoby w tym, gdyby to sklepikarze współtworzyli prawo, którego mają przestrzegać? Bo noszą skarpetki do sandałów i nieelegancko wyglądaliby w ministerstwie?

Przy okazji opodatkowania handlu usłyszałem, że „handlarze" nie chcieliby płacić w ogóle. Owszem, marzeniem każdego z nich jest zostanie monopolistą, by nie musieć użerać się z konkurencją. Wtedy można byłoby płacić tyle, ile chciałby rząd, bo i tak ciężar przerzuciłoby się na klienta. A jak nie można mieć monopolu, to przynajmniej miło jest mieć jakieś ulgi podatkowe. Ale nieprawdą jest, że „handlarze" nie chcą płacić żadnych podatków. Potrzebują, jak wszyscy, wojska, które broni kraju i pomaga przy klęskach żywiołowych, policji, która pilnuje ich sklepów, sądów, które rozstrzygają spory między nimi. Jednak podatek od handlu, który przygotował rząd, to niestety nieudana podróbka podatku przychodowego. Jego koncepcja powstała przed laty w Centrum Adama Smitha jako element zupełnie nowego systemu podatkowego. Nie miał to być karny podatek dla niektórych, tylko dla wszystkich. Nie obok CIT, tyko zamiast, w połączeniu z likwidacją PIT i redukcją składek „na ZUS". Ale to bardzo nie podobało się doradcom podatkowym.

Autor jest profesorem Uczelni Łazarskiego i adwokatem