Kampania wyborcza do Bundestagu po raz kolejny ujawniła za naszą zachodnią granicą spore pokłady sympatii do Rosji. Wystarczy spojrzeć na programy sześciu ugrupowań politycznych, których przedstawiciele wejdą do Bundestagu po niedzielnych wyborach.
Spotkania znajomych
Kierowana przez Angelę Merkel CDU jest przekonana o konieczności dialogu z Rosją, a gdy porozumienia mińskie w sprawie Donbasu będą realizowane, będzie można przystąpić do znoszenia sankcji. To zresztą powtarza od dawna pani kanclerz. W programie jest też wzmianka o agresji Rosji na Krymie. Bawarska CSU kładzie z kolei nacisk na rosyjsko-niemieckie więzi gospodarcze i właśnie w celu ich zacieśnienia bywa w Moskwie premier Horst Seehofer z delegacją bawarskich przemysłowców.
Takie samo stanowisko prezentuje SPD Martina Schulza. W programie zwraca się uwagę na konieczność unormowania relacji z Moskwą. Co się za tym kryje, wie doskonale wicekanclerz Sigmar Gabriel, szef niemieckiej dyplomacji. Do lutego tego roku był ministrem gospodarki i w imieniu potężnego prorosyjskiego lobby w niemieckim przemyśle uzgadniał z Władimirem Putinem plany współpracy, w tym budowę Nord Stream II. W początkach lipca był gościem na kolacji u Putina wraz z byłym szefem i kanclerzem Gerhardem Schröderem, który został właśnie członkiem zarządu Rosnieftu, największego rosyjskiego koncernu naftowego.
Takie związki z gospodarzem Kremla są wynikiem docenianej na Kremlu polityki socjaldemokratów wobec Rosji.
Moskwa nie kryje także zadowolenia z sukcesów Alternatywy dla Niemiec (AfD), dla której polityka Rosji ma charakter geopolitycznego czynnika stabilizującego. Zresztą szefowa AfD Frauke Petry gościła na początku roku w Moskwie na zaproszenie Wiaczesława Wołodina, przewodniczącego Dumy z proputinowskiej Jednej Rosji, z którą niemiecka skrajna prawica chce współpracować po wejściu do Bundestagu. Wołodin jest czwartą postacią w konstytucyjnej hierarchii Federacji Rosyjskiej, a media typują go na następcę Władimira Putina.