Korespondencja z Brukseli
Decyzję o ewentualnym odnowieniu kadencji Donalda Tuska przywódcy państw UE podejmą w czwartek 9 marca. – Nie ma innego oficjalnego kandydata – mówił jeszcze w piątek „Rzeczpospolitej" wysoki rangą unijny dyplomata.
W sobotę sytuacja się zmieniła, bo polski rząd potwierdził krążące od kilku dni plotki i poinformował, że naszym kandydatem jest Jacek Saryusz-Wolski, eurodeputowany PO (po zgłoszeniu jego kandydatury Platforma usunęła go ze swoich szeregów). Witold Waszczykowski, minister spraw zagranicznych, wysłał notę dyplomatyczną z kandydaturą Saryusza-Wolskiego do prezydencji maltańskiej.
Czy w jakikolwiek sposób zmieni to sytuację? Raczej nie. W dobrze poinformowanych kręgach w Brukseli panuje przekonanie, że odnowienie mandatu Tuska to czysta formalność. – Popierają go wszyscy poza Polską – mówi nam jeden z dyplomatów. Z tego punktu widzenia kandydatura Saryusza-Wolskiego niczego nie zmienia, bo sprzeciw Polski wobec Tuska znany był wcześniej.
Nie potrzeba jednomyślności
W myśl unijnych traktatów w obecnej sytuacji nikt w ogóle nie oczekuje, że państwa będą zgłaszały kandydatury. Bo kadencja przewodniczącego trwa 2,5 roku i może być jednokrotnie odnowiona. Jak formalnie to przebiega, nie jest sprecyzowane, a doświadczenie w tej sprawie jest niewielkie, bo Tusk jest dopiero drugim stałym przewodniczącym RE (wcześniej takiego stanowiska nie było). Jego poprzednik Herman Van Rompuy miał odnowioną kadencję bez żadnych kontrowersji, nie było w tej sprawie żadnego sprzeciwu, nie było też głosowania czy pytania o inne kandydatury.