W październiku ubiegłego roku rosyjski przywódca mówił, że tymi zadaniami są „ustabilizowanie legalnych władz i stworzenie warunków do znalezienia politycznego kompromisu". W poniedziałek zaczęła się w Genewie kolejna runda pokojowych rozmów między opozycją a przedstawicielami prezydenta Baszara Asada.
– Władze w Damaszku uwierzyły w końcu, że wygrają wojnę i z takiej pozycji będą prowadziły rozmowy z opozycją – zauważył jeden z amerykańskich ekspertów. – Rosyjskie bombardowania osłabiły znacznie syryjską opozycję i zapewniły Kremlowi miejsce przy stole rokowań – dodał. Przedstawiciele Damaszku już zapowiedzieli, że nie zgodzą się z żądaniem ustąpienia prezydenta Asada. A dla opozycji jest to warunek, z którego nie zrezygnuje. Analitycy na Zachodzie pocieszają się, że rosyjski odwrót może oznaczać też „sygnał dla samego Asada, by poważnie zaczął uczestniczyć w rozmowach pokojowych". Ale rosyjscy wojskowi oświadczyli, że część ich oddziałów zostaje, a bombardowania będą kontynuowane.
Zyski i straty
Rosjanie stracili do tej pory jeden samolot, jeden helikopter i oficjalnie przyznają się do czterech zabitych. Jednak ukraiński wywiad informował o dwóch transportach z zabitymi rosyjskimi żołnierzami, które z Syrii miały przybyć do Sewastopola i Noworosyjska.
W tym samym czasie amerykańska koalicja straciła jednego drona i jednego z marines (który utonął w czasie ćwiczeń w desantowaniu).
Jeden dzień rosyjskiej operacji w Syrii kosztował 2,5 mln dolarów, a jeden dzień amerykańskiej – 11,4 mln. Amerykańskie samoloty znacznie częściej startują do walki.
Rosjanie skoncentrowali w Syrii 70 samolotów, 4 tys. żołnierzy i eskadrę okrętów. Syryjskie wojska rządowe nadal liczą 150–200 tys. żołnierzy, 4 tys. czołgów i około 400 samolotów. Jednak po pięciu i pół miesiąca rosyjskich ataków na polach bitew rządu i opozycji nastąpił pat.