Patrząc na pięknie rozkwitające wiśnie jednocześnie widzi się je opadające na ziemię wraz z wiatrem. Kraj Kwitnącej Wiśni z powodzeniem mógłby zmienić nazwę na I Tak Wszyscy Umrzemy.
Myślenie o śmierci może się także przydać do osiągania własnych celów. W polityce, gdzie szczerość nikomu się nie opłaca, przypominanie o historii pełnej cierpienia pozwala zyskać oddech od spraw bieżących. Japonia zna ten mechanizm doskonale i do tego dysponuje bronią najcięższego kalibru, gdy porusza się temat rewizjonizmu decyzji z czasów II wojny światowej.
Kwitnące Wiśnie na kilka sekund zamieniły się w sierpniu 1945 roku w Ogniste Grzyby jako jedyny naród świata doświadczając broni atomowej. Jednocześnie 4 lata wcześniej same w nowoczesnych wówczas samolotach zaatakowały znienacka amerykańską bazę w Pearl Harbour. Jedno cierpienie prowadziło do drugiego. Nie ma jednak tego złego, bo teraz politycy wyciągają potrzebne karty historii wtedy, gdy sami są w podbramkowej sytuacji.
W przypadku Japonii sprawy się komplikują, ponieważ zamiast legendarnej japońskiej precyzji częściej wychodzą w produkcji buble. Polityka nie stanowi w tym przypadku żadnego wyjątku. Premier Shinzo Abe w pierwszych dniach grudnia z dumą zapowiadał swoją wizytę w Pearl Harbour. Używał niejednoznacznych słów odnośnie tych, którym odda cześć w miejscu ataku z 7 grudnia 1941 roku. Nazywał siebie pierwszym urzędującym premierem kraju, który na taki historyczny krok się decyduje. W tle wyprawy miała być także nadchodząca prezydentura Trumpa i troska o dobre stosunki między Tokio a Waszyngtonem od samego jej początku.
W praktyce zamiast bezawaryjnej Toyoty (przykład po aferach z hamulcami oczywiście już nieaktualny) Abe zrobił sobie małą Fukushimę. I to na własne życzenie. Pomimo zapewnień o tym, że żaden z premierów Japonii nie pojechał wcześniej do bazy na Hawajach, japońskie media bardzo szybko doszukiwały się zupełnie odmiennych informacji. Co kilka dni znajdowano nowe nazwisko byłego premiera, który w Pearl Harbour po wojnie był. Ostatecznie lista przed wylotem Abe liczyła cztery osoby. Mieli to być odpowiednio : Shigeru Yoshida w 1951, Ichiro Hatoyama w 1956, Nobusuke Kishi w 1957 i Noboru Takeshita w 1988 roku. Abe z numeru jeden został teoretycznie numerem pięć, ale ponieważ z Tokio na Hawaje leciało się około 8 godzin, była realna szansa, że znajdzie się kolejny premier jeszcze kto oddał hołd w amerykańskiej bazie.