Korespondencja z Brukseli
W czwartek wieczorem przywódcy UE na szczycie w Brukseli przeprowadzą poważną debatę na temat Rosji. Ten pomysł przyszedł z Rzymu w czerwcu. Już wtedy wielu przywódców wyraziło swoje niezadowolenie z tzw. technicznego przedłużenia sankcji gospodarczych wobec naszego wschodniego sąsiada, bez żadnego namysłu politycznego.
– Renzi uznał, że relacje z Rosją to poważna sprawa i należy o nich spokojnie podyskutować. Nie pod presją podejmowania szybkiej decyzji o przedłużaniu sankcji – mówi wysoki rangą unijny dyplomata. Włoskiego premiera poparli wtedy przywódcy m.in. Węgier, Słowacji, Grecji, Luksemburga i Cypru.
W teorii trudno być przeciwnym tej inicjatywie: Rosja jest ważnym krajem i wymaga poważnej debaty. Jednak zestaw krajów stojących za tą inicjatywą od razu wskazywał na intencje: chodziło o tzw. wybiórcze nawiązanie stosunków z Rosją, czyli w tych dziedzinach, w których UE uznałaby, że jej interesy są ważniejsze niż chęć politycznego blokowania Moskwy za agresję na Ukrainę.
Takiej refleksji sprzyjała Włoszka Federica Mogherini, wysoka przedstawiciel UE ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, a także Luksemburczyk Jean-Claude Juncker, przewodniczący Komisji Europejskiej. Ten drugi złożył nawet w czerwcu bardzo kontrowersyjną wizytę w Sankt Petersburgu przy okazji międzynarodowego forum gospodarczego.