Eurostat przekazał w tym tygodniu znakomite wiadomości z rynku pracy: od dziesięciu lat nie było tak mało poszukujących pracy w Unii. Ale cieszyć się mogą tylko niektórzy. Wśród siedmiu krajów UE, gdzie bezrobocie jest rekordowo niskie, tylko malutka Malta nie leży na północy. Proporcjonalnie największą armię bezrobotnych mają natomiast kolejno Grecy, Hiszpanie i Włosi.
O ile w Czechach bez pracy pozostaje 2,2 proc. osób w wieku produkcyjnym, w Niemczech – 3,4 proc., na Węgrzech – 3,7 proc. a w Polsce – 3,8 proc., o tyle w Grecji jest ich 20,8 proc., w Hiszpanii – 15,9 proc., a we Włoszech – 11,2 proc. Inaczej mówiąc, proporcjonalnie pięć razy więcej Greków, cztery razy więcej Hiszpanów i trzy razy więcej Włochów szuka pracy niż Polaków.
– To jest wielkie zagrożenie dla spójności Unii. Bezrobotni, szczególnie młodzi, są głównym oparciem partii populistycznych. Ale też cykl ekonomiczny na południu coraz bardziej rozchodzi się z tym na północy. Jak w takich warunkach Europejski Bank Centralny ma prowadzić jednolitą politykę dla całej strefy euro? – pyta w rozmowie z „Rzeczpospolitą" prof. Ansgar Belke, dyrektor Instytutu Biznesu i Gospodarki (IBES) na Uniwersytecie w Duisburgu.
Wielu słyszało o milionowej fali Polaków, która zalała Wielką Brytanię w latach 2004–2007. Ale od wybuchu kryzysu finansowego w 2008 r. 1,5 mln młodych Włochów wyjechało na północ Europy w poszukiwaniu pracy, bo w ich kraju bezrobocie w grupie do 25 lat jest najwyższe w Europie (35 proc.). Podobnie postąpiło w tym czasie 600 tys. Greków. Liczba zaś Hiszpanów pracujących za granicą (2,3 mln) skoczyła od kryzysu o 56 proc.
Premier nowego, populistycznego rządu Giuseppe Conte zapowiedział w tym tygodniu we włoskim senacie położenie kresu „fałszywej solidarności" polegającej jego zdaniem na ściąganiu wykształconych na cudzy koszt pracowników.