W Unii bez relokacji uchodźców?

Coraz mniej krajów członkowskich popiera wprowadzenie obowiązkowych kwot uchodźców.

Publikacja: 07.05.2018 19:36

Po stronie przeciwników relokacji stanął Donald Tusk. Uznał, że reforma prawa azylowego powinna być

Po stronie przeciwników relokacji stanął Donald Tusk. Uznał, że reforma prawa azylowego powinna być uzgodniona jednomyślnie.

Foto: AFP

Jak dowiedziała się „Rzeczpospolita", Niemcy zawiesiły swoje formalne wsparcie dla idei obowiązkowych kwot, a Austria, która od 1 lipca przejmie rotacyjne przewodnictwo w UE, nieoficjalnie zapowiada, że nie będzie ich forsować. To powinno przeważyć w dyskusji, która od ponad 2,5 roku głęboko dzieli Europę, a na Polskę ściągnęła oskarżenia o brak solidarności.

Do końca czerwca UE dała sobie czas na osiągnięcie konsensusu w sprawie reformy prawa azylowego, której elementem jest wprowadzenie stałego mechanizmu obowiązkowej relokacji uchodźców. – Kwoty są martwe – mówi nam nieoficjalnie wysoki rangą unijny dyplomata. Według niego Bułgaria, która stoi na czele UE, opracowuje kompromis, który miałby przewidywać możliwość „wykupienia się" z kwot za pomoc finansową dla uchodźców czy inny rodzaj zaangażowania w unijną politykę migracyjną.

Ale nawet jeśli ta propozycja nie uzyska pełnego wsparcia i do końca czerwca jednomyślności w sprawie reformy nie będzie (co jest coraz bardziej możliwe również ze względu na kryzys polityczny we Włoszech), to jest bardzo mało prawdopodobne, żeby po tym terminie wrócić do normalnego dla takiej legislacji głosowania większością kwalifikowaną. Przyczyn jest kilka, a najnowsze to niejasna postawa głównego stronnika kwot, czyli Niemiec. – Po objęciu stanowiska szefa MSW przez Horsta Seehofera z CSU Niemcy przestały się wypowiadać na ten temat. Ciągle czekamy na ich nowe stanowisko – mówi nam unijny dyplomata.

Kolejnym ważnym elementem jest postawa Austrii, gdzie do władzy doszła koalicja z udziałem skrajnej prawicy. Wiedeń w poglądach na migrację bliższy jest teraz Budapesztowi niż Berlinowi i według naszych informacji w nieoficjalnych konsultacjach przygotowujących prezydencję Austriacy powiedzieli Komisji, że są przeciwni kwotom.

To ważna deklaracja. Bo jeśli nie dojdzie w czerwcu do zgody w sprawie reformy prawa azylowego w gronie przywódców państw UE, to sprawa ma trafić z powrotem na właściwy jej niższy szczebel ministrów spraw wewnętrznych. A tam decyzje zapadają większością kwalifikowaną. Tyle że pracami rady ministrów kieruje rotacyjna prezydencja, a Austriacy są kwotom przeciwni. Ich prezydencja kończy się 31 grudnia 2018 roku, potem władzę na pół roku przejmuje Rumunia. Ta też jest przeciwna kwotom, a co więcej, już w maju 2019 roku odbywają się wybory do Parlamentu Europejskiego i politycy nie będą chcieli w tym czasie forsować legislacji, która ujawni podziały w UE.

Komisja Europejska już raz przeforsowała w głosowaniu większościowym obowiązkowe kwoty uchodźców we wrześniu 2015 roku, w szczycie kryzysu migracyjnego. To rozwiązanie było tymczasowe, na dwa lata, miało objąć blisko 100 tys. przybyłych do Grecji i Włoch, z czego Polska miała przyjąć 6 tys. uchodźców. Ostatecznie relokowano 35 tys., z tym że Polska i Węgry odmówiły wykonania tej decyzji.

KE postanowiła zawrzeć w reformie azylowej obowiązkową relokalizację jako stały element, choć uruchamiany tylko w nadzwyczajnych okolicznościach. Od początku sprzeciwiają się temu Polska, Węgry, Czechy, Słowacja, Rumunia, a teraz także kraje bałtyckie. To zbyt mało, żeby propozycję zatrzymać, ale są inne czynniki sprzyjające polskiemu rządowi.

Po pierwsze, wiele krajów UE jest coraz bardziej przekonanych, że forsowanie tego rozwiązania, jak zrobiono w 2015 roku, będzie miało fatalne skutki polityczne i doprowadzi znów do głębokich podziałów w UE.

Po drugie, Europa Wschodnia dostała bardzo wyraźne poparcie Donalda Tuska, która uznał, że kwoty nie działają i że reforma prawa azylowego powinna być uzgodniona jednomyślnie. – To niesłychane, żeby Przewodniczący Rady Europejskiej tak osobiście i emocjonalnie angażował się po jednej stronie sporu. Ale zrobił to i nie można tego zignorować – mówi unijny dyplomata.

Po trzecie, nie wszyscy przyznają to oficjalnie, ale wiadomo, że kwoty nie zadziałały, bo imigranci nie chcą, żeby wybierano im miejsce osiedlenia. Nie należy także lekceważyć faktu, że stałe kwoty mogą być czynnikiem prowokującym napływ uchodźców.

masz pytanie, wyślij e-mail do autorki: a.slojewska@rp.pl

Jak dowiedziała się „Rzeczpospolita", Niemcy zawiesiły swoje formalne wsparcie dla idei obowiązkowych kwot, a Austria, która od 1 lipca przejmie rotacyjne przewodnictwo w UE, nieoficjalnie zapowiada, że nie będzie ich forsować. To powinno przeważyć w dyskusji, która od ponad 2,5 roku głęboko dzieli Europę, a na Polskę ściągnęła oskarżenia o brak solidarności.

Do końca czerwca UE dała sobie czas na osiągnięcie konsensusu w sprawie reformy prawa azylowego, której elementem jest wprowadzenie stałego mechanizmu obowiązkowej relokacji uchodźców. – Kwoty są martwe – mówi nam nieoficjalnie wysoki rangą unijny dyplomata. Według niego Bułgaria, która stoi na czele UE, opracowuje kompromis, który miałby przewidywać możliwość „wykupienia się" z kwot za pomoc finansową dla uchodźców czy inny rodzaj zaangażowania w unijną politykę migracyjną.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 792
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 791
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 790
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 789
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 788