Anna Słojewska z Brukseli
Premier David Cameron zwołał w sobotę nadzwyczajne posiedzenie rządu i ogłosił, że referendum w sprawie przyszłości jego kraju w UE odbędzie się 23 czerwca. Społeczeństwo zdecyduje, czy chce żyć poza Unią, czy też kontynuować członkostwo na nowych zasadach uzgodnionych po wielogodzinnych negocjacjach w ostatni piątek w nocy w Brukseli.
Cameron uznał, że osiągnął wszystko, czego chciał. – Nigdy nie będziemy częścią europejskiego superpaństwa, będą restrykcje w wypłacie zasiłków, stale pozostaniemy poza strefą euro – streszczał brytyjski premier wyniki negocjacji. Jeśli Brytyjczycy w referendum powiedzą „tak", to Bruksela przedstawi szczegółowe rozporządzenia wprowadzające w życie ustalenia szczytu. Jeśli decyzja będzie brzmiała „nie", oferta straci swoją aktualność i kolejnych negocjacji nie będzie. Wielka Brytania rozpocznie wtedy rozmowy o wychodzeniu z UE.
W wąskim gronie
Z porozumienia zadowoleni byli też przywódcy pozostałych 27 państw członkowskich. Bo tak naprawdę w dobie wielkich kryzysów toczących Europę (problemy strefy euro, zalew uchodźców) ostatnia rzecz, której Unia potrzebuje, to rozwód z Wielką Brytanią. Dlatego przywódcy gotowi byli spędzić w Brukseli ponad 30 godzin na negocjowaniu szczegółów, które dla większości nie miały żadnego znaczenia.
Prawie cały piątek poświęcono wyłącznie na rozwiązanie problemu polskiego, czyli jak wypłacać zasiłki na dzieci mieszkające w naszym kraju, których rodzice pracują w innych państwach UE. – Dominowały irytacja i zmęczenie. Inni nie rozumieli, o co nam chodzi – mówił potem polski negocjator Konrad Szymański, sekretarz stanu ds. europejskich.