Takiego sukcesu w Brukseli mało kto się spodziewał. 18 marca, po trudnych negocjacjach, premier Turcji Ahmet Davutoglu zgodził się na przyjmowanie niemal wszystkich, którzy przedostaną się przez Morze Egejskie do Europy. W zamian Ankara ma otrzymywać ok. 6 mld euro rocznie pomocy od Unii, a Turcy powinni dość szybko otrzymać prawo do podróżowania bez wiz do zjednoczonej Europy. Porozumienie zakłada także wznowienie negocjacji o członkostwie Turcji we Wspólnocie, choć to dość teoretyczne założenie.
Efekt porozumienia okazał się piorunujący. Od 21 marca liczba uchodźców przedostających się na greckie wyspy spadła do 100–200 wobec nawet 3–5 tys. do tej pory. Jak podaje UNHCR, przez ostatnie osiem dni przez Morze Egejskie przeprawiło się mniej niż 1,5 tys. uchodźców.
– Grecki szlak do Europy jest dla nas stracony – tłumaczy gazecie „Washington Post" Jassem al-Saleh, Syryjczyk, który w Izmirze (Smyrnie) czekał na narzeczoną, aby wspólnie przedostać się do Unii.
Przemytnicy domagali się 600–800 dolarów za przeprawę przez burzliwe wody między Turcją i Grecją. W ciągu roku zdecydowało się na to ponad milion osób, ale przeszło 500 zginęło. Dziś mało kto chce podjąć takie ryzyko i narazić się na wysokie koszty, mając prawie pewność, że zostanie odesłany do Turcji.
Pierwszy prom z uchodźcami, którzy dotarli do Grecji po 21 marca, ma popłynąć do Izmiru 4 kwietnia. Do tego czasu greckie władze przetrzymują imigrantów w specjalnych ośrodkach, nie pozwalając im przedostać się na kontynent.