Bilans ataku na Rambli w czwartek późnym wieczorem jest straszny: 13 zabitych i 130 rannych, spośród których 13 było w niedzielę w stanie krytycznym, a 20 bardzo ciężkim. Jednak Mossos d'Esquadra, katalońska policja, nie ma wątpliwości, że mogło być znacznie gorzej.
W Alcanar, nadmorskiej miejscowości położonej 50 km na południe od Barcelony, doszło dzień przed atakiem do nieumyślnego wybuchu, który najpewniej skłonił terrorystów do przeprowadzenia dzień później znacznie prostszego uderzenia za pomocą furgonetki. Na miejscu całkowicie zniszczonego domu śledczy znaleźli ślady niezwykle groźnego, ale i trudnego w stosowaniu, ładunku TATP, zwanego matką szatana. Miał służyć do zbudowania przynajmniej kilku bomb i wysadzenia najbardziej rozpoznawalnych obiektów odwiedzanego rocznie przez 20 mln turystów zagranicznych miasta, w tym budowanej od 1882 r. bazyliki Sagrada Familia, dzieła Antonio Gaudiego.
W obawie przed wykryciem siatki dżihadystów jeden z terrorystów, 22-letni Junes Abujakub, postanowił więc natychmiast przystąpić do działania. To najpewniej on siedział za kierownicą białej furgonetki, która na pełnym gazie przejechała 500 m Rambli, umyślnie uderzając w jak największą liczbę przechodniów. Kierowca zatrzymał się w końcu na kiosku stojącym na środku alei, ale wysiadł z auta i – jak zeznają świadkowie – nie wydając żadnego okrzyku, jak to często robią w takim momencie dżihadyści, piechotą uciekł z miejsca ataku. W niedzielę Mossos d'Esquadra wciąż go poszukiwała.
Wychowankowie imama z Pirenejów
W nocy z piątku na sobotę pozostali członkowie siatki dżihadystów chcieli pójść w ślady Abujakuba. Wjechali na deptak Cambrils, modnej miejscowości nadmorskiej położonej bliżej Barcelony niż Alcanar. Tym razem jednak katalońska policja zadziałała błyskawicznie: tylko jeden funkcjonariusz zabił aż czterech terrorystów, jego koledzy – piątego.
Josep Luis Trapero, szef Mossos d'Esquadra, ujawnił, że dżihadyści szykowali zamach od wiosny. Mowa o grupie przynajmniej 12 młodych Marokańczyków, którzy mieszkali w 11-tysięcznej miejscowości Ripoll w Pirenejach, niedaleko granicy z Francją. Ich przywódcą okazał się 40-letni imam Abdelbaki As-Satty, który najpewniej zginął w wybuchu w Alcanar. Był notowany przez policję: cztery lata siedział w więzieniu. Ale mimo to nikt się nie zainteresował, gdy przekształcił lokalny meczet w centrum salafizmu, radykalnej wersji islamu, która zakłada walkę z bronią w ręku ze „zgniłym Zachodem". I to nawet gdy CIA ostrzegła dwa miesiące temu władze Hiszpanii, że w Barcelonie może „w każdej chwili" dojść do ataku terrorystycznego na wielką skalę.