Czerwony citroen ruszył około 11 przed południem z dużą szybkością ulicą Meir, głównym deptakiem największego miasta kraju. Cudem nikomu jednak nic się nie stało: ludzie na czas rozstępowali się na boki, korzystając z osłony szpaleru drzew. Wojskowi, którzy patrolowali tę część Antwerpii, starali się zatrzymać pojazd, bez skutku. Auto odjechało w kierunku nabrzeży Skaldy.
Dopiero tu siłom porządkowym udało się unieszkodliwić kierowcę. Okazał się nim Francuz mieszkający we Francji, muzułmanin. Motywy jego działania w chwili zamykania tego numeru „Rzeczpospoitej" nie były znane. W bagażniku pojazdu znaleziono jednak kilka sztuk białej broni, która być może miała posłużyć do zaatakowania przechodniów w końcowej fazie zamachu.
Tak właśnie postąpił poprzedniego dnia terrorysta w Londynie. 52-letni Khalid Masood najpierw wypożyczonym w Birmingham hyundaiem tucson starał się przejechać przechodniów spacerujących po Westminster Bridge, po czym gwałtownie skręcił w lewo i uderzył w ogrodzenie budynków brytyjskiego parlamentu. Tu wyskoczył z auta, wbiegł na teren Westminster i nożem zaatakował nieuzbrojonego policjanta. Chwilę później został zastrzelony.
Mimo prób reanimacji 48-letni policjant Keith Palmer wkrótce zmarł. Śmiertelnie potrącona przez hyundaia została także nauczycielka Aysha Frade, która szła odebrać swoje dwie córki, oraz amerykański turysta Kurt W. Cochran. W czwartek wieczorem spośród 40 rannych, siedem znajdowało się w stanie bardzo poważnym. Wśród poszkodowanych jest Polak, ale także m.in. dwunastu Brytyjczyków, trzech francuskich nastolatków, czterech Koreańczyków. Nic dziwnego: terrorysta zaatakował w jednym z najbardziej uczęszczanych przez turystów miejsc stolicy.
Theresa May powiedziała w parlamencie, że sprawca był niegdyś śledzony przez MI5 z powodu podejrzeń o radykalizm islamski. Później brytyjskie służby przestały się nim interesować. – To była postać peryferyjna w środowiskach dżihadu – uznała premier. Dodała, że chodzi o obywatela Wielkiej Brytanii. W czwartek tzw. Państwo Islamskie przyznało się do zamachu, a jego sprawcę przedstawiło jako jednego ze swoich „żołnierzy".