Posługiwanie się 14 różnymi nazwiskami, podejrzenie handlu narkotykami, fascynacja dżihadystami tzw. Państwa Islamskiego, przynależność do środowiska salafitów niemieckich oraz ogłaszane tam zapowiedzi dokonania „czegoś", jak i zapewnienia, że może łatwo zdobyć broń – to wszystko okazało się za mało, aby niemieckie służby podjęły wobec Anisa Amriego działania prewencyjne.
Wszystko o Amrim wiedziano w zasadzie od samego początku, czyli od lata 2015 roku, kiedy przybył do Niemiec z Włoch, gdzie spędził kilka lat po emigracji z rodzinnej Tunezji. Na jego temat dyskutowano wielokrotnie w gronie specjalistów specjalnego centrum antyterrorystycznego, podsłuchiwano jego telefon, był pod bezpośrednią obserwacją policji. I nic z tego nie wynikło. Jako imigrant, któremu odmówiono azylu i który miał zostać deportowany do kraju ojczystego i spędził nawet kilka dni w areszcie deportacyjnym. Jednym słowem Anis Amri mógł w Niemczech robić, co chciał. W końcu zamordował polskiego kierowcę Łukasza Urbana i jego ciężarówką wjechał w tłum na berlińskim jarmarku przedświątecznym, zabijając 12 osób i raniąc 55.
Pod czyją ochroną był Amri
Czy mamy do czynienia z kosmiczną niekompetencją służb bezpieczeństwa czy też może Amri był ochranianym przez nie agentem działającym w środowiskach imigrantów - pytają niemieckie media. Korzystając jako agent z ochrony służb, mógłby rzeczywiście robić, co chce, będąc jednak pod kontrolą służb, której zdołał się w końcu pozbyć. Wiadomo już, że agent policji kryminalnej Nadrenii Północnej-Westfalii towarzyszył Amriemu co najmniej raz w podróży do Berlina. – Sam Amri nie był agentem – zapewniają służby.
Jak wynika z 18-stronicowego dokumentu BKA, czyli federalnej policji kryminalnej, który przeniknął do prasy, Amri trafił pod obserwację, krótko po tym jak pojawił się w Niemczech. Jeden z działających w środowisku imigranckim agentów donosił już w listopadzie 2015 roku, że Amri „coś w Niemczech planuje" i że nie miałby kłopotów ze zdobyciem broni.
Zarządzono więc obserwację nowego imigranta. Nie dała żadnych konkretnych rezultatów w postaci tropu planowanego zamachu czy podobnej akcji. Amri znalazł się jednak na liście osób tzw. niebezpiecznych.