Jan Bończa-Szabłowski
To jeden z najważniejszych dramatów Tadeusza Słobodzianka. Pasjonująca opowieść o pogmatwanych losach Polaków i Żydów. O wzajemnych uprzedzeniach i walce ze stereotypami.
Tak się jakoś składa, że święto teatru najczęściej przypada w Wielkim Poście. Okresie szczególnym dla chrześcijan, czasie zadumy i refleksji, zadziwienia nad ludzkim losem i nieodgadnionymi wyrokami Stwórcy.
Dobrze więc się stało, że właśnie w tym czasie w warszawskim Teatrze Dramatycznym ma premierę najnowsza sztuka Tadeusza Słobodzianka. Ważna i poruszająca, bo i historia, o której opowiada, jest niezwykła. Inspiracją są bowiem dzieje ks. Romualda Jakuba Wekslera Waszkinela, który zostawszy katolickim księdzem, dowiaduje się, że był dzieckiem Holokaustu uratowanym przez polską rodzinę.
Zmusza go to do spojrzenia ze szczególną uwagą na całą złożoność wzajemnych relacji polsko-żydowskich i katolicko-judaistycznych, do weryfikacji dotychczasowych uprzedzeń, które w obu narodach narastały przez wieki. Jednym z atutów sztuki jest fakt, że Słobodzianek, opowiadając o tych uprzedzeniach, stara się być koncyliacyjny. Ze stereotypami walczy po równo.
Nie jest zaskoczeniem, że reżyserii spektaklu podjął się Ondrej Spišák, reżyser urodzony na Słowacji, który cieszy się zaufaniem polskiego dramaturga i doskonale czuje specyfikę jego opowieści. Potrafi też kontrować to, co wzniosłe i dramatyczne, a czasem wręcz tragiczne – szczyptą humoru lub nostalgii.