Nie wdaję się w tę sprawę. Kiedy poproszono mnie o uczestniczenie w demonstracjach, powiedziałam, że nie wezmę w nich udziału, bo to jest wyłącznie demonstracja przeciwko Cezaremu Morawskiemu. Sprawa jest złożona. Solidarność w teatrze jest za Morawskim. Oczywiście pamiętam, że w Powszechnym za Hübnera zespół aktorski chciał mieć coś do powiedzenia. A zaprzyjaźniony ze mną reżyser Mateusz Bednarkiewicz mówi mi, że z żywiołem aktorskim jeszcze nikt nie wygrał. Trudna sprawa.
Zespół Nowego to polski fenomen. Maja Ostaszewska, Jerzy Stuhr i Jacek Poniedziałek krytykują rząd PiS, a pani zagrała Marię Kaczyńską w „Smoleńsku" z Lechem Łotockim, aktorem innej progresywnej sceny, TR Warszawa. Polacy są podzieleni, a wy gracie razem.
Leszek Łotocki nie ma żadnych problemów w teatrze. Upewniał się nawet w tej sprawie. Ja też nie miałam. Małgosia Szcześniak, nasz scenograf i żona Krzysztofa Warlikowskiego, pytała mnie: „Jak ci się tam grało?". Oczywiście, bywają różne sytuacje. Po tym, jak pokazaliśmy w Wilnie „Kabaret warszawski", podczas spotkania z publicznością Maja Ostaszewska mówiła o zakazie aborcji i „czarnym marszu", a Jacek Poniedziałek o tym, do kogo, kto miał wąsy, jest podobny Jarosław Kaczyński. Chciałam powiedzieć, że to poglądy części Polaków, bo połowa popiera PiS. Nie udało mi się szybko skorzystać z mikrofonu, więc wyszłam z sali. Pomyślałam, że czas uciekać z Nowego. Wtedy Warlikowski powiedział mi: „Niepotrzebnie wyszłaś. Powiedziałem publiczności, że nie wszyscy podzielamy te same poglądy". To proste: nie wolno rezygnować ze swego przekazu, wtedy wszystkie możliwe poglądy w Nowym się mieszczą. Kiedy była Wigilia, Krzysiek powiedział: „Jak była Stasia Celińska, mieliśmy zawsze opłatek". Teraz ja się tym zajęłam. Mam też krzyż w garderobie, uratowany po remoncie naszego budynku spośród śmieci. Pytałam się Małgorzaty Hajewskiej-Krzysztofik, z którą dzielę garderobę, czy jej nie będzie przeszkadzał. Nie przeszkadza. Ale uważam, że polityczne demonstracje na scenie szkodzą sztuce. Kiedy w stanie wojennym w „Wyzwoleniu" w Teatrze Polskim publiczność wiwatowała na cześć Haliny Mikołajskiej, tak że nie mogła grać, to był stan wyższej konieczności. Dziś protesty są łatwe, bo nikomu nic za to nie grozi. To tak, jak gdybym ja w czasie rządów Tuska wychodziła na scenę w kajdanach. Śmieszne.
Odważne role w mocnych sztukach, w jakich pani gra w Nowym, raczej nie kojarzą się z pisowskimi poglądami tych, którzy poszli na „Smoleńsk".
Ponieważ utożsamiam się z Nowym, czasami obawiam się, że ktoś nam zrobi czarny PR. Nie chciałabym też, żeby Nowy stał się jednoznaczny, jeśli chodzi o obyczajowy czy antypisowski szpan. Zresztą zauważam, że publiczność Nowego zmienia się i jest mniej szpanerska, niż była, a różne dziwne stwory do nas przychodziły (śmiech). Pewnie nową publiczność przyciąga też nasza nowa siedziba, piękna sala i widownia na Madalińskiego.
Jest pani tarczą tego teatru?