Nazwisko Gurlitt wywołuje spore emocje w świecie sztuki. W listopadzie ubiegłego roku temat jego kontrowersyjnych zbiorów wrócił do mediów z powodu dwóch wystaw: w Bernie i w Bonn. W sprawę zaangażowane są rządy, instytucje, muzea, krewni Gurlitta i spadkobiercy kolekcjonerów, których zagrabione przez nazistów dzieła sztuki stały się przedmiotem handlu wąskiej grupy ludzi.
O niezwykłej kolekcji Corneliusa Gurlitta w Monachium, w dzielnicy Schwabinger świat dowiedział się jesienią 2013 roku dzięki publikacji w tygodniku „Focus". Od odkrycia zbiorów do publikacji artykułu minęło półtora roku. Kolekcja została zajęta i zabezpieczona przez prokuraturę w Augsburgu. Było to konieczne między innymi z uwagi na warunki, w jakich znajdowały się obrazy, wśród piętrzących się gór puszek i innych odpadków. Przeciwko Gurlittowi wytoczono postępowanie karnoskarbowe.
Odkrycie było fascynujące – 1258 obrazów odziedziczonych, jak twierdził ich posiadacz, po ojcu. Kim był Hildebrand Gurlitt, ojciec Corneliusa, w świecie sztuki nie było tajemnicą. W latach 30. i 40. ub. wieku był jednym z głównych niemieckich handlarzy tzw. sztuką wynaturzoną, czyli np. obrazami ekspresjonistów i modernistów. Był jednym z tych, którzy mieli oczyścić z niej nazistowskie Niemcy. Zachodziło więc podejrzenie, że obrazy, a przynajmniej ich znaczna część, mogą pochodzić z niemieckich muzeów i zbiorów żydowskich kolekcjonerów, co mogło oznaczać, że są dziełami zrabowanymi, a zatem należało się liczyć z koniecznością ich zwrotu spadkobiercom.
Kontrowersyjny spadek
Adwokaci Gurlitta wzięli klienta i jego kolekcję w obronę, twierdząc, że tylko znikoma jej część – ok. 50 obrazów może podlegać zwrotowi. Eksperci byli innego zdania. Właściciel kolekcji odgrażał się, że niczego nie odda i domagał się zwrotu obrazów, bo jak twierdził, były jedynym sensem jego życia.
Dla władz Bawarii było oczywiste, że roszczeń restytucyjnych oraz problemów prawnych i dyplomatycznych nie da się uniknąć, oddanie zaś kolekcji Gurlittowi mogłoby skutkować jej powolną wyprzedażą, a nawet zniknięciem. Obrazom należało się więc dokładnie przyjrzeć. Powołano w tym celu komisję Taskforce „Schwabinger Fund", która miała zweryfikować zbiór i ustalić, które obiekty podlegałyby ewentualnemu zwrotowi. Pozostałe dzieła miały wrócić do Gurlitta, z którym cały czas trwały pertraktacje. Utworzono też w Magdeburgu Centrum Zaginionych Dóbr Kultury, do którego można się zwracać w sprawie zaginionego dzieła. Obiekty już opracowane miały się pojawiać w internecie na stronie LostArt.de.